Zmiany dokonywane w mediach publicznych będą miały sens wtedy, kiedy powstanie z nich nowy ład, znoszący stary ustrój sfery audiowizualnej. Ten z początku lat 90. jest dziaderski i nie przystaje ani do rzeczywistości politycznej, ani medialnej.
Dwudziestolatkowie mieliby teraz pewnie problemy z prawidłowym zdefiniowaniem terminu „telewizja”, bo jej nie oglądają. Korzystają ze streamów, produkcji i platform – podobnie jak wielu starszych widzów, ci chociaż pamiętają pytanie, którego już się dziś raczej nie zadaje: „czy wiesz, co będzie dziś wieczorem w telewizji?”. Gładka i coraz cieńsza tafla ekranu przestała decydować o tym, w jaki sposób spędzimy wieczór czy poranek. Dostępne jest przecież wszystko, a sam przedmiot stał się wyłącznie nośnikiem aplikacji.
Co można podstawić w miejsce „telewizji”, żeby nie stracić władzy?
Oczywiście tradycyjny model telewidza ciągle istnieje, ale nieuchronnie odchodzi pod naporem „odbiorców” i „użytkowników”. Ma to wymiar polityczny, który jest przez polityków ignorowany. Trudno im bowiem pogodzić się z tym, że równanie, „kto ma telewizję ten ma władzę”, po jednej ze stron ma coraz mniejsze wartości.
Czytaj więcej
Nie zapomnę tej chwili, kiedy w Polsce przestała działać jedna z najbardziej ohydnych i obrzydliwych operacji politycznych w historii niepodległej Rzeczypospolitej - powiedział w TVN 24 minister kultury Bartłomiej Sienkiewicz.
Co można podstawić w miejsce „telewizji”, żeby nie stracić władzy? Pieniądze? Korporacje medialne? Własną twórczość na TikToku?