Nauczyciele są rozczarowani – choć ich wynagrodzenie pójdzie w górę o 30–33 proc. (w zależności od stopnia awansu), to otrzymają mniej niż 1500 zł. A tyle obiecywał im w kampanii wyborczej Donald Tusk.
Czy skłamał? I tak, i nie, bo średnie wynagrodzenie poszło rzeczywiście w górę o wskazaną kwotę. Ale wynagrodzenie zasadnicze, czyli to podstawowe, bez dodatków, wzrosło już mniej. Jak wynika z projektu rozporządzenia, które trafiło właśnie do zaopiniowania przez związki zawodowe, płaca zasadnicza nauczyciela początkującego wzrośnie o 1218 zł, mianowanego – o 1167 zł, a dyplomowanego o 1365 zł. Biorąc pod uwagę, że te podwyżki mają też zniwelować wzrost płacy minimalnej w styczniu i lipcu, nie wydają się one zbyt duże.
Czytaj więcej
Pensje pedagogów pójdą w górę o 30-33 proc. Ale będzie to mniej niż obiecane w kampanii wyborczej 1500 zł.
Niespełniona obietnica skierowana do środowiska, które na nowy rząd liczyło, to cios w wizerunek rządzącej koalicji. Stąd też od kilku dni widać ogromne poruszenie sprawą zarówno po stronie koalicji, jak i opozycji. Wiadomo, że pieniędzy na kolejne podwyżki brak, bo i tak obecna subwencja oświatowa została zwiększona o ponad 23 mld zł, by pensje pedagogów mogły pójść w górę o ponad tysiąc złotych.
Przemysław Czarnek nie walczył, by w czasach PiS nauczyciele zarabiali godnie
Minister edukacji Barbara Nowacka stara się gasić ten pożar. W poniedziałkowej „Kropce nad i” w TVN 24 tłumaczyła, że w przyszłym tygodniu Sejm zajmie się obywatelskim projektem ustawy wiążącym nauczycielskie pensje ze średnią krajową. To rozwiązanie dawałoby systematyczny wzrost płac bez corocznej walki o podwyżki.