Aleksander Hall pisze w swym artykule, że już w pierwszych miesiącach rządów Prawa i Sprawiedliwości ostrzegał przed zarysowującym się zagrożeniem dla naszego kraju. Tak późno? Inni robili to już parę dni lub parę godzin po wyborach. Ba, słyszymy to od lat.
Przepowiednia posła Dębskiego
Rządy Platformy Obywatelskiej były przecież napędzane „paliwem antypisowskim". Nie brakowało ostrzeżeń w rodzaju: „PiS jest dzisiaj formacją szczególnego rodzaju i Donald Tusk ma rację, mówiąc, że to jest formacja, która chce unicestwić państwo demokratyczne, ukształtowane po 1989 r. (...). Taką opozycją jak teraz PiS była przed wojną partia komunistyczna, to znaczy cokolwiek by zrobiły jakiekolwiek rządy, choćby to było dobre i pożyteczne, to – zdaniem tej partii – zawsze zasługiwało na potępienie i odrzucenie (...). A partia komunistyczna to konkretne państwo polskie chciała unicestwić i na jego miejscu zbudować państwo typu bolszewickiego. W tym sensie opozycja, która sięga po taki język jak PiS, nie jest normalną opozycją parlamentarną, jest opozycją antysystemową, antypaństwową" – to Adam Michnik w rozmowie z 17 października 2010 r. dla „Wprost".
Już wtedy przedstawiano PiS jako partię, która łączy bolszewicki charakter z narodowosocjalistycznym, będąc oprócz tego religijną sektą. „PiS pod wodzą Kaczyńskiego idzie w kierunku narodowego socjalizmu (...). Dziś rodzi się w Polsce narodowy socjalizm i nie boję się tych słów użyć. To jest straszne" – mówił w Sejmie w 2012 r. zapomniany już nieco Artur Dębski, wiceprzewodniczący Ruchu Palikota, partii, która przemianowana na Twój Ruch, dzielnie walczy na demonstracjach Komitetu Obrony Demokracji o powrót demokracji, do wysokich standardów z czasów tego byłego parlamentarzysty.
Hasła wychowanych w takim duchu sympatyków KOD nie mogą więc dziwić. Zmieniła się jednak sytuacja polityczna w Polsce, w sposób niespodziewany nie tylko dla obu cytowanych profetów. Albowiem „liberalna demokracja" ma niestety swoją piętę achillesową – konieczność przeprowadzania powszechnych wyborów, których wyniku nie da się końca kontrolować. Dlatego też tu i ówdzie zaczęto rozważać, czy nie lepiej byłoby ją zastąpić „epistemokracją", w której liczyłyby się tylko głosy ludzi o odpowiednich kwalifikacjach umysłowych. Wówczas profesor Marcin Król nie musiałby już cierpieć z powodu „światowego (i lokalnego) buntu chamstwa". Na razie jednak zdarzają się takie nieszczęścia „liberalnej demokracji" jak te, które przyniosły wybory w USA, referendum w sprawie Brexitu, a także wybory prezydenckie i parlamentarne w Polsce w roku 2015.
Ulicą i zagranicą
Konflikt w Polsce to oczywiście nie jest spór między „obrońcami demokracji" a jej niszczycielami, między tymi, którzy wiernie trzymają się prawa i zapisów konstytucji, a tymi, którzy budują system autorytarny. „Antykonstytucyjność" PiS polega głównie na tym, że występował i występuje on przeciw takiemu naginaniu prawa do interesów elity, jak wielkoduszne interpretacje dokonywane przez Trybunał Konstytucyjny, który kiedyś uchronił ją przed lustracją. W istocie jest to ostra, choć bardzo ograniczona swym zasięgiem, walka o odzyskanie utraconej władzy, odzyskanie nie przez pracę w opozycji i nie w następnych wyborach, lecz szybkim szturmem – ulicą i zagranicą.