Lektura artykułu prof. Grzegorza W. Kołodki „Od szoku do skutecznej terapii" („Rzeczpospolita" z 9 stycznia 2019 r.) musiała być dla czytelników szokiem. Po 30 latach prof. Kołodko wreszcie dostrzegł, jak to ujął, „znaczące osiągnięcia" planu Balcerowicza. Terapia, którą sobie najwyraźniej zaaplikował, nie była jednak w pełni skuteczna. Bo mimo nowej ogólnej deklaracji o „znaczących osiągnięciach" profesor wciąż obstaje przy swojej dawnej ocenie, że „szokowa terapia w swej zasadniczej części nie tylko źle została pomyślana (...) lecz także źle była wykonana". I frontalnie ją atakuje.
W jego opinii „wielkim błędem była gwałtowna liberalizacja handlu zagranicznego". Nie tłumaczy jednak, jak inaczej można było przeciwstawić się nadużywaniu uwolnienia cen przez państwowe monopole, które bez litości drenowałyby klientów. Nie wyjaśnia też, w jaki inny sposób można było wywrzeć presję konkurencyjną na nieefektywne przedsiębiorstwa państwowe, która ukróciła marnotrawstwo oraz skłoniła je do restrukturyzacji i wprowadzania innowacji – zarówno organizacyjnych, jak i produktowych.
Nie przedstawia też alternatywy dla budowy silnego sektora eksportowego, którą liberalizacja handlu zagranicznego uruchomiła. Tymczasem bez tego sektora nie byłoby polskiego sukcesu gospodarczego. Od 1989 r. nasz udział w światowym eksporcie się potroił, chociaż nawet Niemcy traciły go na rzecz Chin.
Z kraju na wpół autarkicznego staliśmy się gospodarką z udziałem w światowym eksporcie o jedną trzecią wyższym, niż wynikałoby z udziału w tworzeniu światowego PKB. Nasz eksport rósł nawet szybciej niż eksport Korei Południowej. Spośród krajów posocjalistycznych lepsze wyniki w tym względzie osiągnęła jedynie Estonia, która wybrała podobną drogę (i nawet na chwilę się nie cofnęła).
Według prof. Kołodki „ewidentnie została przestrzelona polityka stabilizacyjna". Nie widzi on jednak, że ta ocena stoi w sprzeczności z jego innymi zarzutami, iż „nadmierna była skala dewaluacji złotego" oraz że „w ujęciu miesięcznym inflacja miała być jednoprocentowa już po trzech miesiącach, a stało się tak dopiero po siedmiu latach". Gdyby polityka stabilizacyjna rzeczywiście była zbyt ostra, to sztywny kurs złotego, który był jej istotnym elementem, zostałby ustalony raczej na zbyt silnym poziomie, a nie zbyt słabym. Przede wszystkim jednak inflacja spadłaby głębiej, a nie płycej, niż zakładano.