Odnosi się on do kwalifikacji praktyki „pokrywania wydatków państwa drukiem pieniędzy", którą odkrywa on w proponowanych działaniach rządu i NBP. Praktyka ta jest, jego zdaniem, „powrotem do przeszłości...Taki system mieliśmy w przeszłości. Jakie były jego skutki? Starszym radzę sięgnąć pamięcią do lat 80. ubiegłego wieku..."
Czytaj także: Jan Czekaj: Cztery tarcze i…
Jako emeryt (starszy wiekiem, choć jeszcze bez Altzheimera, Panu niech będą dzięki) dobrze pamiętam, że w latach 80. (ale i wcześniej) mieliśmy do czynienia z chronicznym niedoborem towarów (a zwłaszcza usług) w stosunku do dochodów "ludności". Skutkiem był "nawis inflacyjny" - wyrażona w pieniądzu nadwyżka popytu nad podażą. W takiej sytuacji "drukowanie pieniędzy" na podwyżki płac i inne dochody "ludności" było przeciw-skuteczne. Dodatkowe wypłaty wzmagały niezaspokojony popyt prowadząc do pogorszenia sytuacji rynkowej (jeszcze dłuższe kolejki), albo/i do presji na podwyżki cen - otwartą inflację. To, że pod koniec lat 1980s słabnące władze PRL, ulegając presji związków zawodowych, podwyższały płace (indeksacja) , ceny skupu produktów rolnych i "rekompensaty drożyźniane" napędzało spiralę płacowo-inflacyjną.
Z makroekonomicznego punktu widzenia gospodarka rynkowa różni się od nierynkowej (nakazowo-rozdzielczej, zwanej "planową") zasadniczo tym, że ta pierwsza jest ograniczona rozmiarami popytu, podczas gdy ta druga jest ograniczona rozmiarami podaży (czyli produkcji). Rozróżnienie to (dobitnie wyartykułowane przez Janos'a Kornai'a) ma fundamentalne znaczenie dla oceny prowadzonej polityki makroekonomicznej (fiskalnej i pieniężnej) - zwłaszcza w okresach kryzysowych. "Drukowanie pieniędzy na potrzeby państwa" jest gospodarczym nonsensem w okresie nabrzmiewającego "nawisu inflacyjnego" w gospodarce nakazowo-rozdzielczej. Ale okazuje się potrzebą chwili w gospodarce rynkowej odczuwającej załamanie się popytu na towary i usługi.
"Drukowanie pieniędzy" w gospodarce rynkowej odczuwającej załamanie popytu nie gwarantuje jeszcze szybkiego przezwyciężenia kryzysu. Ale nie ma ono skutków inflacyjnych! Dowodów na brak takich skutków nie brakuje. Załamanie gospodarki światowej w latach 2008-9 skłoniło większość rządów do gwałtownego zwiększenia deficytów fiskalnych, w lwiej części początkowo pokrywanej po prostu emisją pieniądza. Rezultat: szybkie narastanie długu publicznego. W strefie euro dług publiczny (jako proc. PKB) wzrósł o 15% - w samym tylko 2009 r. W USA wzrost ten był (już w 2008) jeszcze wyższy, w W. Brytanii przekroczył 28 %. W Japonii dług publiczny wzrósł z poziomu ok. 180% PKB w 2007 do ok 240% w 2019. Pozostało to bez konsekwencji dla inflacji! Średnia roczna stopa inflacji dla okresu 2008-2019 wyniosła 1,1 % dla strefy euro, 1,6% dla USA, 2,1% dla W. Brytanii oraz 0,4% dla Japonii.