Jak pan ocenia obecną sytuację płynnościową spółki?
Zacznijmy od tego, że prawie 90 proc. kosztów touroperatora stanowią zmienne koszty kontraktowe, tj. zakupu miejsc w hotelach czy samolotach. Te spadły obecnie do zera, co zostało spowodowane siłą wyższą. Natomiast stałe koszty funkcjonowania spółki udało się ograniczyć aż o 70 proc. Było to działanie szybkie i stanowcze – takiego wymagała sytuacja. Firma zrobiła gruntowny przegląd wszystkich umów stałych i okazjonalnych, kosztów zakupu sprzętu czy doboru dostawców. Większość z tych umów renegocjowaliśmy, część wypowiedzieliśmy, część zaplanowanych działań odsunęliśmy w czasie. Planujemy także zamknąć 10–12 najmniej efektywnych salonów sprzedaży, a w pozostałych znacznie obniżyć koszty czynszów. Zredukowaliśmy też koszty wynagrodzeń – wynika to zarówno z programów rządowych, jak i ze zwolnień części pracowników. Spore oszczędności zrobiliśmy również w wydatkach marketingowych. W efekcie jesteśmy przygotowani na każdy scenariusz – również ten najczarniejszy. Oceniamy, że nawet bez sprzedaży będziemy mogli czekać na lepsze czasy przez półtora do dwóch lat.
Jaka część klientów rezygnuje z wyjazdów letnich?
Klienci rezygnują z wyjazdów do końca maja, początku czerwca. My jednak, nie czekając na rezygnacje, wychodzimy aktywnie do wszystkich klientów mających rezerwacje do końca czerwca. Proponujemy im przesunięcie wyjazdu na późniejszy termin na specjalnych warunkach lub voucher na usługi turystyczne. Jeżeli chodzi o wyjazdy lipcowe czy sierpniowe to wstrzymują się jak na razie z decyzjami.
Jak Pan ocenia obecny popyt na wyjazdy?