Wizz Air był jedną z pierwszych linii lotniczych w Europie, które zdecydowały się na ponowny start lotów po wybuchu pandemii Covid-19. Czy była to słuszna decyzja? Czy też może zrobiłby pan to inaczej?
Absolutnie słuszna, tylko tak można przelecieć przez ten kryzys. Istniejemy po to, żeby latać. Było to wielkie wyzwanie, ponieważ różne kraje, do których lataliśmy, miały różne podejścia do zwalczania pandemii. Niektóre zdecydowały się na zamknięcie granic, inne wprowadziły dwutygodniowe kwarantanny, na rynku zapanował chaos. Tymczasem zadaniem linii lotniczych jest służyć pasażerom w przemieszczaniu się i pandemia Covid-19 zmieniła to tylko w niewielkim stopniu. Z dostępnych badań wiadomo, że 75 proc. ankietowanych chciałoby podróżować w ciągu następnych sześciu miesięcy, a jedna czwarta Europejczyków planuje podróż jeszcze tego lata. Łatwo jednak nie jest. W dobrych czasach lataliśmy do 45 krajów. Dzisiaj wśród tych krajów trudno znaleźć dwa, w których obowiązują takie same ograniczenia. Brakuje koordynacji, ale jesteśmy zdeterminowani, żeby operować tak normalnie, jak się tylko da.
Według najnowszych prognoz Międzynarodowego Zrzeszenia Przewoźników Powietrznych (IATA) w tym roku poleci w Europie niewiele ponad połowa pasażerów, którzy skorzystali z samolotów rok temu. Jakie ma pan prognozy dla Wizz Aira?
Nie ma co się oszukiwać, prognozy nie tylko dla transportu lotniczego, ale i dla całej gospodarki nie są najlepsze. Moim zdaniem w tej sytuacji wpływ na podróże lotnicze będzie miała sytuacja gospodarcza i to, jak poszczególne rządy z tymi kryzysami sobie poradzą. Linie zapowiadają, że będą operować jedynie połową, a w każdym razie nie więcej niż 60 proc. swoich mocy. Ale te liczby zmieniają się z dnia na dzień. W każdym razie w kwartale przypadającym na okres letni Wizz Air planuje wykorzystanie 60 proc. mocy, a w drugiej połowie naszego roku finansowego, czyli od października do marca, zaoferujemy około połowy normalnego rozkładu.
Wizz Air jako płatnik podatków w Wielkiej Brytanii ma prawo do wsparcia publicznego. Czy skorzystaliście z pieniędzy brytyjskich podatników?