Prezes Wizz Air: Przelecimy przez ten kryzys

Powietrze w samolotach jest tak czyste, jak w salach operacyjnych. Znacznie większym zagrożeniem jest jazda tramwajem czy autobusem – mówi Jozsef Varadi, prezes Wizz Aira.

Publikacja: 18.06.2020 21:00

Prezes Wizz Air: Przelecimy przez ten kryzys

Foto: materiały prasowe

Wizz Air był jedną z pierwszych linii lotniczych w Europie, które zdecydowały się na ponowny start lotów po wybuchu pandemii Covid-19. Czy była to słuszna decyzja? Czy też może zrobiłby pan to inaczej?

Absolutnie słuszna, tylko tak można przelecieć przez ten kryzys. Istniejemy po to, żeby latać. Było to wielkie wyzwanie, ponieważ różne kraje, do których lataliśmy, miały różne podejścia do zwalczania pandemii. Niektóre zdecydowały się na zamknięcie granic, inne wprowadziły dwutygodniowe kwarantanny, na rynku zapanował chaos. Tymczasem zadaniem linii lotniczych jest służyć pasażerom w przemieszczaniu się i pandemia Covid-19 zmieniła to tylko w niewielkim stopniu. Z dostępnych badań wiadomo, że 75 proc. ankietowanych chciałoby podróżować w ciągu następnych sześciu miesięcy, a jedna czwarta Europejczyków planuje podróż jeszcze tego lata. Łatwo jednak nie jest. W dobrych czasach lataliśmy do 45 krajów. Dzisiaj wśród tych krajów trudno znaleźć dwa, w których obowiązują takie same ograniczenia. Brakuje koordynacji, ale jesteśmy zdeterminowani, żeby operować tak normalnie, jak się tylko da.

Według najnowszych prognoz Międzynarodowego Zrzeszenia Przewoźników Powietrznych (IATA) w tym roku poleci w Europie niewiele ponad połowa pasażerów, którzy skorzystali z samolotów rok temu. Jakie ma pan prognozy dla Wizz Aira?

Nie ma co się oszukiwać, prognozy nie tylko dla transportu lotniczego, ale i dla całej gospodarki nie są najlepsze. Moim zdaniem w tej sytuacji wpływ na podróże lotnicze będzie miała sytuacja gospodarcza i to, jak poszczególne rządy z tymi kryzysami sobie poradzą. Linie zapowiadają, że będą operować jedynie połową, a w każdym razie nie więcej niż 60 proc. swoich mocy. Ale te liczby zmieniają się z dnia na dzień. W każdym razie w kwartale przypadającym na okres letni Wizz Air planuje wykorzystanie 60 proc. mocy, a w drugiej połowie naszego roku finansowego, czyli od października do marca, zaoferujemy około połowy normalnego rozkładu.

Wizz Air jako płatnik podatków w Wielkiej Brytanii ma prawo do wsparcia publicznego. Czy skorzystaliście z pieniędzy brytyjskich podatników?

Nie określiłbym tego wsparcia pomocą publiczną. Rząd brytyjski wyodrębnił pieniądze, z których mogły korzystać firmy ważne dla gospodarki tego kraju i posiadające rating inwestycyjny. Dlatego mieliśmy możliwość skorzystania z linii kredytowej wartej 300 mln funtów oprocentowanej na 0,6 proc. rocznie. I zdecydowaliśmy się zapewnić sobie na rok takie zabezpieczenie. Dlatego właśnie, skoro będziemy spłacać te pieniądze wraz z odsetkami, nie nazywam tego pomocą publiczną.

Który z rynków w Europie jest najbardziej obiecujący dla linii lotniczych w sytuacji pandemii?

Już w tej chwili widać, że różne rynki w różnym stopniu zostały dotknięte przez Covid-19. W tej chwili uważnie przyglądamy się takim krajom jak Austria, ale i tym w najtrudniejszej sytuacji, jak Hiszpania czy Włochy. I naprawdę nadal nie wiem, co może się jeszcze wydarzyć w Polsce. Jedno jest pewne, że w większości krajów widać wyraźnie tendencje do coraz szerszego otwierania granic. Wiele także zależy od tego, w jaki sposób restrykcje będą znoszone i dokąd rzeczywiście będzie można latać. Dlatego bardzo trudno jest mi w tej chwili powiedzieć, że na jakiś kraj szczególnie liczymy w tym roku.

Polski rynek otworzył się, ale nadal obowiązują ograniczenia – zarówno dotyczące tego, dokąd można latać, jak i wypełnienia samolotów, tylko do 50 proc. miejsc może być zajętych. Czy to nie zniechęca pana do latania z Polski?

Dla Wizz Aira Polska zawsze była rynkiem strategicznym i żaden kryzys tego nie zmieni. Liczymy na polskich pasażerów i chcemy utrzymać pozycję trzeciego co do wielkości przewoźnika w tym kraju.

Mówił pan kilka dni temu, że utrzymanie w dłuższym terminie wolnego nawet tylko środkowego fotela „zabije" przewoźników. Jak będzie w tej sytuacji działał Wizz Air?

Zawsze postępujemy zgodnie z przepisami. Ale jestem przekonany, że zapełnienie tylko połowy samolotu mija się z celem. Znacznie skuteczniejsze w walce z wirusem jest noszenie maseczek i na naszych pokładach taki obowiązek musi być przestrzegany tak samo rygorystycznie przez pasażerów jak załogę. Powietrze w samolotach jest tak czyste, jak w salach operacyjnych. Opinie, że jest zanieczyszczone, są nieprawdziwe. Znacznie większym zagrożeniem jest jazda tramwajem, autobusem czy pójście do supermarketu. Więc latanie, nawet w dzisiejszych czasach, jest bezpieczne.

Podrożeją bilety?

Wprost przeciwnie. Sądzę, że nawet stanieją. W sytuacji, kiedy przewoźnicy chcą rozruszać rynek, muszą przekonać ludzi do latania. Myślę, że bilety będą tanie przez następnych 6–12 miesięcy. Linie lotnicze będą wolały sprzedać bilety tanio, niż nie sprzedawać ich w ogóle.

W tym roku zapowiadał pan rozwój w Austrii i rzeczywiście pojawiły się nowe połączenia. Tymczasem austriackie władze wprowadziły minimalną cenę biletów 40 euro i podniosły opodatkowanie podróży. Jak pan ocenia te decyzje?

Moim zdaniem były nieprzemyślane i niedobre. Cen biletów nie powinien dyktować rząd, tylko wyznaczać je rynek. Nakładając nowe podatki i ograniczenia, nie buduje się efektywnego transportu lotniczego. Nie ochroni to także Austrian Airlines, które mają kłopoty od wielu lat. I z pewnością jest to decyzja fatalna dla konsumentów, którzy ucierpią z powodu polityki ochrony monopolisty. Naprawdę nie jestem w stanie zrozumieć takiego postępowania.

Nie obawia się pan, że na podobny krok mogą zdecydować się inne rządy? Przecież dzisiaj nie ma w Europie kraju, gdzie linia lotnicza nie skorzystałaby z pomocy publicznej.

Mam nadzieję, że tak się nie stanie. Byłoby to naprawdę głupotą.

W Europie, ale i na świecie, nie brak prognoz o rychłym bankructwie niektórych przewoźników. Tymczasem pan zakłada nową linię lotniczą w Abu Zabi. Nie myślał pan o tym, żeby odłożyć ten projekt na lepsze czasy?

Nasze plany uruchomienia linii niskokosztowej w Aby Zabi zakładały jej otwarcie w październiku i wszystko idzie zgodnie z planem. Planowaliśmy bazowanie tam 50 samolotów i tak się stanie, być może nawet zwiększymy tę liczbę. Model biznesowy, jaki tam został wykorzystany, bardzo stymuluje podróże lotnicze, a popyt na tanie loty z Abu Zabi do krajów Zatoki Perskiej jest naprawdę ogromny.

Co w modelu biznesowym Wizz Aira pozwoliło wam przetrwać ten najgłębszy kryzys w historii światowego lotnictwa?

Założenie, że zyskowność w krótkim czasie jest równie ważna, jak i długoterminowo. Od początku istnienia naszej linii budowaliśmy rezerwy gotówki. W momencie wybuchu kryzysu mieliśmy oszczędności w wysokości 1,8 mld euro, więc przy naszym bardzo rozważnym gospodarowaniu bylibyśmy w stanie przetrwać nawet 18 miesięcy uziemienia. Nasze koszty są najniższe na rynku europejskim i to właśnie dało nam strategiczną pozycję nie tylko umożliwiającą przetrwanie kryzysu, ale też dającą szansę na rozwój samej linii i naszej siatki. Byliśmy ostatnią linią w Europie, która zawiesiła regularną działalność, i jedną z pierwszych, które ją wznowiły. Dzisiaj latanie na krótkich dystansach stało się towarem jak każdy inny. To także umożliwiło nam szybki restart działalności. I ani na chwilę nie zapominam, że gospodarka przechodzi przez cykle, raz jest koniunktura, raz jej nie ma. Tymczasem większość linii nie zabezpieczyło się finansowo na gorsze czasy i teraz gorączkowo szuka pieniędzy. Tę sytuację już dzisiaj widać na rynku, bo przewoźnicy chowają się za zamkniętymi granicami.

CV

Jozsef Varadi ma 55 lat. Jest współzałożycielem Wizz Aira i prezesem linii od 2003 roku. Absolwent Akademii Ekonomicznej w Budapeszcie i University od London. Wcześniej był przedstawicielem Procter & Gamble na Europę Środkową i Wschodnią, a w latach 2001–2003 prezesem narodowego przewoźnika węgierskiego – Malevu, który zbankrutował w 2012 roku.

Wizz Air był jedną z pierwszych linii lotniczych w Europie, które zdecydowały się na ponowny start lotów po wybuchu pandemii Covid-19. Czy była to słuszna decyzja? Czy też może zrobiłby pan to inaczej?

Absolutnie słuszna, tylko tak można przelecieć przez ten kryzys. Istniejemy po to, żeby latać. Było to wielkie wyzwanie, ponieważ różne kraje, do których lataliśmy, miały różne podejścia do zwalczania pandemii. Niektóre zdecydowały się na zamknięcie granic, inne wprowadziły dwutygodniowe kwarantanny, na rynku zapanował chaos. Tymczasem zadaniem linii lotniczych jest służyć pasażerom w przemieszczaniu się i pandemia Covid-19 zmieniła to tylko w niewielkim stopniu. Z dostępnych badań wiadomo, że 75 proc. ankietowanych chciałoby podróżować w ciągu następnych sześciu miesięcy, a jedna czwarta Europejczyków planuje podróż jeszcze tego lata. Łatwo jednak nie jest. W dobrych czasach lataliśmy do 45 krajów. Dzisiaj wśród tych krajów trudno znaleźć dwa, w których obowiązują takie same ograniczenia. Brakuje koordynacji, ale jesteśmy zdeterminowani, żeby operować tak normalnie, jak się tylko da.

Pozostało 86% artykułu
Opinie Ekonomiczne
Witold M. Orłowski: Gospodarka wciąż w strefie cienia
Opinie Ekonomiczne
Piotr Skwirowski: Nie czarne, ale już ciemne chmury nad kredytobiorcami
Ekonomia
Marek Ratajczak: Czy trzeba umoralnić człowieka ekonomicznego
Opinie Ekonomiczne
Krzysztof Adam Kowalczyk: Klęska władz monetarnych
Materiał Promocyjny
Klimat a portfele: Czy koszty transformacji zniechęcą Europejczyków?
Opinie Ekonomiczne
Andrzej Sławiński: Przepis na stagnację