W 2019 r., mimo dalszego wzrostu cen mieszkań, sprzedaż lokali na sześciu głównych rynkach w Polsce lekko wzrosła – choć pierwotnie spodziewano się kontynuacji korekty. Co będzie się działo na rynku?
Jak naprawdę będzie – nie wie nikt, nie chciałbym więc stanowczo wyrokować.
Na rynku mamy dziś z jednej strony wysoki popyt na mieszkania, a z drugiej podaż, która za tym popytem ledwie nadąża, czy też już nie nadąża. Zasady rządzące ekonomią są jasne – popyt przewyższający podaż oznacza wzrost cen. Biorąc pod uwagę tempo wzrostu, trudno mówić o przegrzaniu rynku czy bańce.
Ceny przekroczyły poziom ze szczytu ostatniego boomu, czyli sprzed ponad dekady, ale mówimy o wartościach nominalnych. Gdyby uwzględnić samą inflację, znacznie wyższe płace czy wysoki optymizm konsumentów, do tamtego szczytu realnie jeszcze dość daleko. Dziś fachowy murarz, który buduje mieszkanie, zarabia tyle, że – przy wsparciu kredytem – może sobie to mieszkanie kupić. To jeszcze wcale nie tak dawno było niemożliwe.
Jeśli chodzi o dłuższy termin, pytanie, co będzie dalej z gospodarką, ze stopami procentowymi. Naszym zadaniem jako zarządu jest stałe wypatrywanie ciemnych chmur na horyzoncie, by w porę dostosować spółkę do działania w czasach spowolnienia. Jak na razie nie widzimy zbyt wielu niepokojących symptomów.