Czy pana zdaniem neutralność klimatyczna jest w ogóle możliwa do osiągnięcia w Unii Europejskiej? I co właściwie ten termin oznacza?
Tak, jest możliwa, ale to zależy od tego, co właściwie Europa chce zrobić, by tę neutralność osiągnąć. Obecnie mówiąc o neutralności, mamy na myśli terytorialne emisje w obrębie UE. To miara emisji CO2 z różnych źródeł, np. z elektrowni węglowych. Natomiast nie jest to tożsame z powstrzymaniem zmian klimatu, choć wiele osób miesza ze sobą te dwa pojęcia. Bo to, co teraz robimy w Europie, to doprowadzanie do upadku przemysłu, który ma największy negatywny wpływ na środowisko, ale kompensujemy to importem takich produktów jak stal, aluminium czy nawozy z innych krajów, w szczególności z Chin. Tak więc możemy jako UE osiągnąć terytorialnie poziom zerowej emisji netto CO2, ale zwiększając import towarów, w rezultacie zwiększamy emisje w innych regionach świata i nie pomagamy w walce ze zmianami klimatycznymi. Bo emisje, które zastopowaliśmy np. w Polsce, przeniosą się do Chin. Dlatego jeśli Europa rzeczywiście chce mieć wpływ na zatrzymanie globalnego ocieplenia, to musi mieć pewność, że zmniejszyła konsumpcję dwutlenku węgla, a nie tylko jego produkcję.
Które obszary gospodarki wymagają największych przemian?
Są trzy takie sektory – energetyka, transport i rolnictwo. W skali globalnej i na poziomie UE każdy z nich odpowiada za około 25 proc. emisji gazów cieplarnianych. W poszczególnych krajach te dane mogą się różnić. Na przykład w Polsce większe znaczenie ma energetyka, z uwagi na duży udział węgla, natomiast w Wielkiej Brytanii największym emitentem jest sektor transportowy. To, co jest istotne, to elektryfikacja gospodarki, bo coraz więcej jej obszarów napędzanych jest prądem. Zauważmy, że branża transportowa, poprzez upowszechnienie pojazdów elektrycznych, staje się częścią sektora energetycznego. Nawet wodór produkowany jest już przy użyciu energii elektrycznej z odnawialnych źródeł.
Jak powinny zmieniać się te sektory, by pomóc w osiągnięciu neutralności klimatycznej?