W powodzi słusznej często krytyki doktryny neoliberalnej niepokojące jest spychanie na plan dalszy faktu, że płucami, dzięki którym gospodarka oddycha i czerpie witalność, są rynek, wolna konkurencja i niezależność instytucji regulujących obrót gospodarczy.
Koszty odwrotu
Klinicznym przykładem jest Rosja. Prorynkowe reformy lat 90. przyniosły szybki wzrost gospodarczy. Ich koszty były jednak tak duże, że spowodowały odsunięcie od władzy prodemokratycznych i prorynkowych reformatorów. Władzę nad gospodarką zaczęło przejmować partyjne państwo. Zaczęło się wycofywanie z reform. Udział sektora prywatnego, który sięgał już 70 proc., znów się kurczył.
Drobiazgowy tego opis można znaleźć w książce Andersa Aslunda „Rosyjski kapitalizm kolesiów: Droga od gospodarki rynkowej do kleptokracji". Głównym efektem wycofywania się z reform było to, że po okresie wysokiego tempa wzrostu, pozwalającego rządowi na zwiększenie zakresu świadczeń społecznych, nastąpiło trwałe spowolnienie w rosyjskiej gospodarce.
Podobne obawy co do Chin wyraża Nicholas Lardy w książce „Państwo kontratakuje", uwypuklając początki faworyzowania od 2013 r. państwowych firm, choć są one dużo mniej wydajne, mniej zyskowne i zadłużone od prywatnych. Nicholas Lardy wahał się, czy nie dać tytułu „Partyjne państwo kontratakuje", ale wciąż ma nadzieję, że pragmatyczni Chińczycy nie zatkają płuc gospodarce. Boi się jednak, że dążenie do zwiększania kontroli nad społeczeństwem może przeważyć nad racjonalnością gospodarczą.
Niezależność instytucji
Rzadko wraca się do tego, że pośród czynników, które przyniosły popularność doktrynie neoliberalnej, były obawy o skutki niezrealizowanych na szczęście planów nacjonalizacji brytyjskiego i francuskiego przemysłu w latach 70. i 80. A z tego przecież wzięło się w latach 70. dążenie do wzmocnienia mechanizmów rynku i przywrócenia dynamiki gospodarkom Zachodu.