Do wyborów niespełna trzy miesiące, a mimo to główni konkurenci w walce o prezydenturę wstrzymują się z ogłoszeniem swoich programów. Ani Andrzej Duda, ani Małgorzata Kidawa-Błońska nie zdradzili jeszcze, jakimi obietnicami chcą pozyskać głosy wahających się wyborców.
Za urzędującym prezydentem ciągną się niezrealizowane obietnice z kampanii wyborczej sprzed pięciu lat. Wystarczy wspomnieć dwie najważniejsze: pomoc dla osób spłacających kredyty walutowe oraz podwyżkę kwoty wolnej od podatku z 3091 zł do 8000 zł. Andrzej Duda łudził frankowiczów przewalutowaniem kredytów. Mówił też, że nie możemy dłużej mieć najniższej w Europie kwoty wolnej od podatku. Smaczku dodaje tu fakt, że Słowacy właśnie podnieśli ją u siebie do ponad 4400 euro, sześciokrotnie więcej niż w Polsce.
Andrzej Duda do tych obietnic nie wraca. Z pewnością jednak zgłosi nowe. Teoretycznie może obiecać wszystko, bo nawet jeśli zwycięży, będzie to jego ostatnia kadencja, więc nikt go z obietnic rozliczać nie będzie. Ale to nie takie proste. Duda jako prezydent związany z obozem PiS odpowiada też za przyszłe wyniki tej partii. Tymczasem jej sytuacja robi się coraz trudniejsza. Rośnie opór wewnętrzny przeciwko jej polityce, część jej poczynań starają się też powstrzymać instytucje unijne.
Do tego otoczenie gospodarcze robi się dla rządu i wspierających go ugrupowań coraz trudniejsze. Wzrost gospodarczy hamuje. Rząd będzie miał coraz większe trudności z obsługą szalenie kosztownych obietnic programowych z poprzednich kampanii wyborczych. Rozbuchane w ich wyniku ponad stan i zdrowy rozsądek wydatki budżetu państwa będą ciążyć coraz mocniej. Wygasają też efekty uszczelniania VAT, trudno będzie tu wycisnąć dodatkowe pieniądze. W grę nie wchodzi też ograniczenie kosztującego dziesiątki miliardów rocznie programu 500+ czy odejście od wartej 10 mld zł 13. emerytury. Raczej grozi nam więc likwidacja limitu 30-krotności przy poborze składek na ZUS i podnoszenie podatków. To już się zresztą dzieje.
Wkrótce zaczną obowiązywać nowe podatki: cukrowy oraz od sprzedaży detalicznej. Jakby tego było mało, rozpędza się inflacja. Ceny rosną w tempie niespotykanym od lat. I niewiele pomogą tu zaklęcia Andrzeja Dudy, który mówi, że wzrost cen jest przejściowy. Nic tak nie wpływa na zachowania wyborców jak stan ich portfeli. PiS doskonale o tym wie. Jak w tej sytuacji powstrzymać spadek zaufania i sympatii wyborców? Sztab wyborczy Andrzeja Dudy, rząd i PiS mają twardy orzech do zgryzienia. Nie dawać źle, ale dawać też nie najlepiej.