Mieliśmy już zgromadzenia religijne w siłowni, kwiaciarnie na lodowisku, turniej szachowy w hotelu. Wszyscy się cieszą. Dziennikarze, bo mają doskonały materiał, odbiorcy, bo dla wielu z nich tego typu historie to powód do śmiechu. Do śmiechu nie jest jedynie przedsiębiorcom, którzy przecież nie dla medialnego poklasku albo dla uciechy gawiedzi sięgają po radykalne środki chcąc chronić swój biznes. Robią to z desperacji. Widząc dookoła nierespektowane (często przez samych twórców) przepisy, nic dziwnego, że coraz więcej przedsiębiorców wpada w nastrój buntu.
Mija prawie rok czasu, kiedy mierzymy się z pandemią COVID-19. W tym okresie wielokrotnie od polityków słyszeliśmy sprzeczne informacje o postępie epidemii w Polsce. Byliśmy świadkami tworzonych ad hoc i trudnych do logicznego usprawiedliwienia zakazów administracyjnych. Teraz jesteśmy świadkami często pozornych działań rządu mających pomóc przedsiębiorcom.
Trudno oprzeć się wrażeniu, że pędzimy na oślep w nieznanym kierunku. Decyzje o kolejnych zakazach i ograniczeniach są wprowadzane bez podawania wiarygodnych i opartych o empiryczne danych. W rezultacie nie wiadomo np. dlaczego zamknięte muszą być siłownie i baseny, a inne rodzaje aktywności grupowej są dozwolone.
Jakby tego było mało, w okresie kryzysu wprowadza się nowe obciążenia dla biznesu. Opłata tzw. mocowa, podatek handlowy, cukrowy, galopujące koszty wywozu odpadów to tylko przykłady nowych danin, które istotnie utrudniają firmom przetrwanie, a dla konsumentów – niezależnie od tego jak bardzo politycy nie zaklinaliby rzeczywistości – oznaczają znaczną podwyżkę cen w sklepach. W efekcie upraszczania podatku VAT przedsiębiorcy są zobowiązywani do składania coraz to nowych oświadczeń pod rygorem sankcji karnych. Takie otoczenie prawne, połączone z kolejnymi obostrzeniami prowadzenia działalności
w żaden sposób nie pozwoli wielu firmom przetrwać do lata.
W tej całej atmosferze coraz bardziej irytujące stają się przytaczane często argumenty, że w innych krajach, jak np. w Niemczech, wprowadzono jeszcze bardziej ostre restrykcje. Zgoda, ale czy porównanie do krajów, w których nie roztrwoniono rezerw na rozdęte programy socjalne, a firmy są znacznie zasobniejsze i nie funkcjonują „od pierwszego do pierwszego”, jak wiele polskich biznesów, ma jakiś sens?