Dariusz Maciej Grabowski: Inflacja pogrąży polską przedsiębiorczość

Dwa, trzy lata, które przed nami, to być albo nie być dla wielu polskich firm – małych, średnich i dużych. Całe branże, w których dominuje polska własność, przetrwają bądź... To głównie branże usługowe.

Publikacja: 26.01.2021 21:00

Dariusz Maciej Grabowski: Inflacja pogrąży polską przedsiębiorczość

Foto: Adobe Stock

Część firm padnie pod ciężarem strat wywołanych kryzysem i nie błędnej, ale obłędnej polityki rządu i NBP. Część, która przetrwa, zada sobie pytanie, czy są perspektywy i nadzieja na odbudowę i rozwój? Czy jest sens po stratach, które ponieśli, tyrać, by ledwo wiązać koniec z końcem? Jeśli tak miałoby być, czy nie lepiej zamknąć interes, zadbać o rodzinę i dzieci? A może wytransferować oszczędności bądź sfinansować z nich wykształcenie i karierę potomków... za granicą?

Poziom inflacji i jej dynamika

Stawiam zatem pytanie: gdzie są główne niebezpieczeństwa dla rodzimych firm? Za jeden z najgroźniejszych czynników uważam poziom i dynamikę inflacji. Od razu dodam, że jestem tu w sporze z oficjalną doktryną i prognozą przedstawioną przez rząd i NBP. Ich zdaniem inflacja będzie już w 2021 r. spowalniać i osiągnie poziom zgodny z pożądanym przez NBP i Radę Polityki Pieniężnej wskaźnikiem – poniżej 2,5 proc.

Wprawdzie prezes NBP, otoczony gronem doradców, ujawnił ostatnio, że przyczyną wysokiej inflacji w Polsce jest wzrost cen wywozu śmieci, czym rozbawił nawet ponuraków, ja jednak stoję na stanowisku, że przyczyny tego stanu rzeczy są cięższego kalibru. Dlatego idę o zakład z każdym, że inflacja w Polsce w ciągu najbliższych trzech lat przekroczy 10 proc. Co to znaczy dla obywateli i przedsiębiorców, oni wiedzą najlepiej.

Muszę tu przypomnieć, że im niższy oficjalny wskaźnik inflacji, tym łatwiej sfinansować rządzącym wydatki budżetowe zaliczane do kosztów sztywnych, które muszą być waloryzowane corocznie właśnie o ten wskaźnik. Dowodem, jak rozbieżne są wyliczenia GUS i Eurostatu, niech będzie fakt, że według GUS inflacja w roku 2020 wyniosła 2,4 proc., podczas kiedy według statystyki unijnej 3,4 proc. Gdy w Unii panuje deflacja, a ceny spadają o 0,3 proc., my jesteśmy liderem inflacji. Czy jest się z czego cieszyć?

Jeśli porównamy czynniki określające warunki gospodarowania polskich małych i średnich przedsiębiorstw z państwowymi monopolistami czy zagranicznymi koncernami, wyraźnie widać, jak różne czynniki określają ich efektywność. Najbardziej wyrazisty przykład to firmy paliwowe i energetyczne. Surowce do produkcji kupują one po cenach światowych. Dla nich koszty robocizny (fundusz płac) mają znikomy udział w przychodach. Jednocześnie w oparciu o własną kalkulację ustalają cenę na rynku i determinują osiągany zysk.

Na drugim biegunie mamy małe i średnie polskie przedsiębiorstwa. Tu na koszty składają się głównie robocizna, zużyte surowce i materiały, czynsze, opłaty, podatki. Te firmy mają znikomy wpływ na ceny. Dla firm paliwowych i energetycznych poziom inflacji w Polsce będzie miał znaczenie drugorzędne. Dla polskich małych i średnich firm – przeciwnie, wpłynie znacząco na zysk bądź stratę.

Dlatego tak ważne jest, by właśnie teraz polscy przedsiębiorcy nabrali przekonania, że rządzący chcą i wiedzą co i jak zrobić, by dobra przyszłość rodzimej przedsiębiorczości była zapewniona. Niestety, decyzje podejmowane przez rządzących tę pożądaną optymistyczną wizję nie tylko stawiają pod znakiem zapytania, ale wręcz przekreślają. Ktoś spyta: gdzie dowód?

Co napędza wzrost cen w Polsce

Na pierwszym miejscu wymieniam urzędowy wzrost płacy minimalnej do 2800 zł brutto. Dla firm małych i średnich to poważny wzrost funduszu płac, co najmniej kilkanaście procent. Alternatywą jest redukcja zatrudnienia bądź rozliczanie się z pracownikami „pod stołem". Wzrost płacy minimalnej już wymusza podwyżki płac personelu wyżej kwalifikowanego – to efekt domina. W dobie kryzysu i zmniejszenia obrotów ten wzrost kosztów może pogrążyć część przedsiębiorstw.

Drugim czynnikiem, który wpłynie na poziom inflacji, będzie podwyżka cen energii elektrycznej, która już stała się faktem. Wpływa na koszty praktycznie we wszystkich działach gospodarki. Niestety, większość polskich małych i średnich firm produkcyjnych i usługowych, a także handlowych, wydatki na energię elektryczną traktuje jako znaczącą pozycję kosztów. Z powodu wzrostu wydatków na płace i energię firmy będą próbowały podnieść ceny swoich wyrobów i usług przynajmniej do takiego poziomu, by ich działalność była opłacalna. Wywoła to efekt inflacyjny, a mimo to marża zysku w większości firm zmaleje.

Trzecim czynnikiem, który stymulować będzie inflację, jest prowadzona już od wiosny 2020 r. polityka emisji pieniądza służącego do finansowania tzw. tarcz antykryzysowych.

Wydatki zaliczone do kolejnych tarcz idą w setki miliardów złotych. Trafiają one zarówno do firm potrzebujących pomocy, jak i do tych, którzy jej nie potrzebują, ale są władzy miłe. Część pieniędzy zalega na kontach bankowych (mówi się o ponad 50 mld zł). Polityka rządzących jest nakierowana na utrzymanie spokoju i doraźne łagodzenie nastrojów społecznych. Takie działania nieuchronnie wywołują zjawiska inflacyjne.

Podobne oddziaływanie, kto wie czy nie w większym stopniu, mieć będą środki unijne przyznane Polsce na lata 2021–2027. Już teraz pretorianie premiera Mateusza Morawieckiego z różnych organizacji czy banków zacierają ręce, bo pod pretekstem „nowego ładu" dokonają podziału kasy. Prawda jest brutalna: ogromne środki zostaną rozdysponowane między „przyjaciół królika" na inwestycje o często bardzo wątpliwym przeznaczeniu i efektywności.

Część funduszy, podobnie jak przy wydatkach związanych z tarczami, trafi do elektoratu, który ma zapewnić zwycięstwo wyborcze za trzy lata. Najboleśniejsze jednak będzie to, że część tych pieniędzy zostanie wytransferowana za granicę. Miast doinwestować polskie firmy, takie jak Ursus czy Fadroma, już teraz sypią się jak z rękawa programy infrastrukturalne zakładające budowę od podstaw fabryki samochodów elektrycznych, autobusów, narodowej fabryki osocza i innych.

Polityka kupowania elektoratu za pieniądze unijne będzie miała nie tylko inflacyjne następstwa, ale, co gorsza, jeszcze mocniej skonfliktuje, pogłębi podziały społeczne, i to na lata. Przeznaczenie ogromnych środków na pseudoinwestycje infrastrukturalne – ścieżki rowerowe donikąd czy amfiteatry, zamiast wsparcia finansowego firm produkcyjnych, badań naukowych, inwestycji proekologicznych, to znakomity sposób napełnienia kasy przyjaznych władzy przedsiębiorców i zagranicznych sieci handlowych. To także stymulowanie importu dóbr konsumpcyjnych zamiast tworzenia warunków do uruchamiania produkcji w Polsce.

Co na to bank centralny

Proinflacyjny wpływ będzie miała także polityka NBP osłabiająca kurs złotego i wprowadzająca niską, realnie ujemną stopę procentową. Deprecjacja złotego, tak pożądana przez eksporterów, w połączeniu z drożeniem surowców i półproduktów na rynkach światowych spowoduje wzrost cen importowanych dóbr konsumpcyjnych w sytuacji, gdy ich udział w naszej konsumpcji stale rośnie. Dodatkowo wzrosną koszty produkcji dóbr i usług wytwarzanych w Polsce.

Niska, realnie ujemna stopa procentowa wymusza ucieczkę posiadających oszczędności w lokowanie tychże w nieruchomościach, złocie, dziełach sztuki bądź w transferowaniu ich za granicę. Dlatego nie spada popyt na kredyty hipoteczne i wynikające stąd lokowanie oszczędności w nieruchomościach. Ich ceny systematycznie rosną. W roku 2020 ceny mieszkań wzrosły w Polsce o ponad 10 proc.

Polacy zadłużają się, a pytanie, które trzeba postawić, brzmi: czy będą w stanie bezproblemowo spłacać raty kredytów? Należy podkreślić, że ta forma inwestowania nie przyspiesza rozwoju gospodarczego, wręcz przeciwnie – oznacza zmniejszenie środków, które powinny być przeznaczone na produkcyjne inwestycje prorozwojowe.

Nadchodzące lata to z pewnością okres ciężkich zmagań właśnie z inflacją, jak też innymi przeciwnościami dla polskiej przedsiębiorczości. Co szczególnie niepokoi, to fakt, że rządzący tych zagrożeń nie tylko nie dostrzegają, ale też swymi decyzjami potęgują stan zagrożenia.

Dr Dariusz Maciej Grabowski jest przedsiębiorcą,

byłym europosłem i byłym doradcą ekonomicznym rządu Jana Olszewskiego

Publikowane opinie ekonomiczne są elementem debaty publicznej i niekoniecznie są zbieżne z poglądami redakcji „Rzeczpospolitej".

Część firm padnie pod ciężarem strat wywołanych kryzysem i nie błędnej, ale obłędnej polityki rządu i NBP. Część, która przetrwa, zada sobie pytanie, czy są perspektywy i nadzieja na odbudowę i rozwój? Czy jest sens po stratach, które ponieśli, tyrać, by ledwo wiązać koniec z końcem? Jeśli tak miałoby być, czy nie lepiej zamknąć interes, zadbać o rodzinę i dzieci? A może wytransferować oszczędności bądź sfinansować z nich wykształcenie i karierę potomków... za granicą?

Pozostało 93% artykułu
Opinie Ekonomiczne
Witold M. Orłowski: Gospodarka wciąż w strefie cienia
Opinie Ekonomiczne
Piotr Skwirowski: Nie czarne, ale już ciemne chmury nad kredytobiorcami
Ekonomia
Marek Ratajczak: Czy trzeba umoralnić człowieka ekonomicznego
Opinie Ekonomiczne
Krzysztof Adam Kowalczyk: Klęska władz monetarnych
Materiał Promocyjny
Klimat a portfele: Czy koszty transformacji zniechęcą Europejczyków?
Opinie Ekonomiczne
Andrzej Sławiński: Przepis na stagnację