Są dwa problemy wieloletnie, które destabilizują lub mogą niebezpiecznie destabilizować sytuację w Europie. Jednym z nich jest budowa bałtyckiego gazociągu Nord Stream 2. Rząd Niemiec i duża część sektora prywatnego w Europie Zachodniej postrzegają tę inwestycję jako pożyteczne przedsięwzięcie gospodarcze, ułatwiające dostęp do największych na świecie zasobów gazu, a więc zmniejszające presję na cenę tego ważnego surowca.
Z kolei Parlament Europejskie i Komisja Europejska, a także Polska, jak również Kongres USA i prezydent Stanów Zjednoczonych, traktują ten projekt jako kosztowne dla UE i NATO przedsięwzięcie polityczne Federacji Rosyjskie (FR). A dla Ukrainy także przedsięwzięcie kosztowne gospodarczo [bo pozbawiające przychodów z tranzytu gazu – przyp. red.].
W wystąpieniach publicznych na temat Nord Stream 2 kanclerz Niemiec Angela Merkel z reguły nie wspomina o tych kosztach, podkreślając zalety projektu. Stanowisko Niemiec wydaje się nawiązywać do doktryny byłego sekretarza stanu USA Henry'ego Kissingera wykorzystywanej aż do 1990 r. Według niej udzielanie kredytów przez rządy i banki zachodnie rządom komunistycznym nie tyle wzmacniało potencjał militarny państw Układu Warszawskiego, ile pobudzało zależności gospodarcze między Zachodem a Wschodem, zmniejszając – zdaniem Kissingera – ryzyko wojny. Przynosiło więc korzyść także polityczną.
W swoim wystąpieniu 22 kwietnia premier Mateusz Morawiecki po raz kolejny w sposób bardzo pryncypialny wezwał Niemcy do rezygnacji z gazociągu Nord Stream 2, żeby „przestały dalej wpływać na faktyczną destabilizację Unii Europejskiej i wielu państw tego regionu". Takie stanowisko nie nawiązuje jednak do argumentacji Niemiec i innych krajów.
Limit dla Nord Stream 2
A przecież nasuwa się rozwiązanie, które może zadowolić zarówno Polskę, jak i Niemcy. Byłoby nim wprowadzenie przez Niemcy uzgodnionego w ramach UE limitu na ilość gazu importowanego rurociągiem bałtyckim. Z jednej strony odpowiednio dobrany limit ograniczyłby znacząco koszty gospodarcze dla Ukrainy i ryzyko polityczne dla UE. Z drugiej nawet ograniczony import mógłby być zadowalający dla Niemiec i innych europejskich krajów konsumujących rosyjski gaz. Limit mógłby być podwyższany wraz ze wzrostem zapotrzebowania w krajach UE i być może także w Wielkiej Brytanii. Proponowałbym KE i Polsce rozmowy na ten temat z wyłonionym po wyborach rządem Niemiec.