Andrzej M. Fal: Potrzebna jest edukacja

Użycie tylko narzędzi fiskalnych w walce z nadmiernym spożyciem alkoholu może tak podnieść ceny, że ożyje szara strefa.

Aktualizacja: 04.03.2020 21:36 Publikacja: 04.03.2020 20:58

Andrzej M. Fal: Potrzebna jest edukacja

Foto: Adobe Stock

Trudno znaleźć w historii homo sapiens czas, gdy nie piliśmy napojów odurzających. Najstarsze informacje dają szeroki przegląd piw i win. Można powiedzieć, że swoje już wypiliśmy, że wystarczy. Tyle że wcale nie chcemy przestać!

Ograniczać spożycie trzeba z wyczuciem. Prohibicja w USA doprowadziła do rozkwitu świata przestępczego, który bogacił się na nielegalnej produkcji i imporcie alkoholu. A społeczeństwo dalej piło. Radykalne ograniczanie spożycia okazało się rażąco nieefektywne.

W zdrowiu publicznym jest określenie prewencji pierwotnej, eliminacji czynnika ryzyka. To droga edukacji od dzieciństwa, w długiej perspektywie skuteczna. Dla pełnego efektu potrzeba jednak stabilnego programu i jednego pokolenia.

Jest też druga droga. Jako że szkodliwość alkoholu dla organizmu jest proporcjonalna do wypitej ilości, ograniczanie jej zmniejsza niebezpieczeństwo zdrowotne. Ten liberalny, acz pragmatyczny punkt widzenia aprobuje Światowa Organizacja Zdrowia (WHO). W celach zdrowotnych określonych w celach zrównoważonego rozwoju mówi się o zmniejszeniu szkody zdrowotnej poprzez ograniczenie „szkodliwego spożycia alkoholu". Ma ono definicję: w przypadku mężczyzn za niosące małe ryzyko zdrowotne uważa się spożywanie do 40 g czystego etanolu dziennie, najwyżej przez pięć dni w tygodniu. W przypadku kobiet to 20 g dziennie. Wyższe ilości to spożycie szkodliwe.

W jego redukcji Polacy odnieśli sukces. Jesteśmy na 17. miejscu w rankingu spożycia alkoholu per capita (im niższa pozycja, tym lepiej), a był okres, gdy Polska zajmowała niechlubne miejsce na podium. Spożycie napojów wysokoprocentowych spadało przez ćwierć wieku – od końca lat 80.

Z raportu Pracodawców RP „Alkohol w Polsce – kontekst społeczny, rynkowy i legislacyjny" wynika, że doszło do ogromnej zmiany w strukturze spożycia: piwo stanowi 55–56 proc., napoje spirytusowe 36 proc., a wino 8–9 proc. W latach 1990–2002 udział piwa wzrósł z 26 do 56 proc., przy spadku napojów spirytusowych z 60 do 25 proc. To trend prowadzący do redukcji szkodliwego spożycia, bo przy pojedynczej okazji (wg CBOS, 2017 r.) spożywa się 40 g alkoholu, pijąc wino, 60 g – piwo, 110 g – wódkę. Podobnie określa WHO długoterminowe ryzyko zdrowotne związane z piciem alkoholu (test AUDIT): 6 pkt – wino, 7 – piwo, 9 – wódka, gdzie 8 to granica picia ryzykownego (szkodliwego).

Ważna jest struktura ilościowa. Prawie połowa deklarujących się jako „pijący" wypija ok. 1,2 l rocznie, głównie w postaci wina lub piwa. Ale w tej strukturze pojawia się też zależność zbliżona do powszechnie znanej reguły Pareto: 19 proc. pijących wypija prawie 70 proc. konsumowanego w Polsce alkoholu. Właśnie na tej grupie należałoby skupić wysiłki ograniczania spożycia. Ci ludzie są bardziej zagrożeni, zarazem sukcesy w odciąganiu ich od alkoholu przyniosą duże zmniejszenie spożycia.

Z raportu „Alkohol w Polsce" wynika, że sytuacja jest w Polsce zadowalająca. Mamy niższe niż średnia europejska spożycie per capita, przy poprawiającej się (do niedawna) strukturze, czyli przesunięciu w kierunku słabszych alkoholi oraz dużo mniejszemu odsetkowi osób pijących szkodliwie. Ta chwiejna równowaga może jednak zostać zaburzona. Należałoby oczekiwać działań wzmacniających trendy korzystne. Niestety, nie ograniczono czasu otwarcia placówek z alkoholem i ich liczby, nie wprowadzono zunifikowanych ostrzeżeń na opakowaniach.

Niepokojący jest ponowny wzrost udziału mocnego alkoholu w rynku z 25 do 36 proc. Ta zmiana jest sprzeczna z trendami na większości rynków europejskich i niezgodna z koncepcjami ograniczenia spożycia szkodliwego.

Długoterminowe korzystne efekty ustawy o wychowaniu w trzeźwości, racjonalna polityka podatkowa, implementacja wzorców światowych mogą szybko zostać utracone, jeżeli nie będziemy równomiernie podążać obiema powyższymi drogami. Poświęcenie pokoleniowej zmiany schematu picia dla doraźnych korzyści, np. fiskalnych, byłoby nierozsądne. Państwo musi przejąć rolę silnego kontrolera, ale także edukatora i doradcy. Sama presja ekonomiczna może spowodować rozkwit szarej strefy i domowego bimbrownictwa.

Człowiek wymykał się już wielu zakazom związanym z alkoholem. Dlatego świadome modelowanie spożycia, oprócz dążenia do jak najszybszego jego zmniejszenia, musi brać pod uwagę realia. Inaczej Polska szybko zacznie awansować w niechlubnym rankingu europejskich „pijaków".

Prof. Andrzej M. Fal jest kierownikiem Kliniki Alergologii, Chorób Płuc i Chorób Wewnętrznych CSK MSWiA w Warszawie oraz dyrektorem Instytutu Nauk Medycznych UKSW

Trudno znaleźć w historii homo sapiens czas, gdy nie piliśmy napojów odurzających. Najstarsze informacje dają szeroki przegląd piw i win. Można powiedzieć, że swoje już wypiliśmy, że wystarczy. Tyle że wcale nie chcemy przestać!

Ograniczać spożycie trzeba z wyczuciem. Prohibicja w USA doprowadziła do rozkwitu świata przestępczego, który bogacił się na nielegalnej produkcji i imporcie alkoholu. A społeczeństwo dalej piło. Radykalne ograniczanie spożycia okazało się rażąco nieefektywne.

Pozostało 89% artykułu
Opinie Ekonomiczne
Witold M. Orłowski: Gospodarka wciąż w strefie cienia
Opinie Ekonomiczne
Piotr Skwirowski: Nie czarne, ale już ciemne chmury nad kredytobiorcami
Ekonomia
Marek Ratajczak: Czy trzeba umoralnić człowieka ekonomicznego
Opinie Ekonomiczne
Krzysztof Adam Kowalczyk: Klęska władz monetarnych
Materiał Promocyjny
Klimat a portfele: Czy koszty transformacji zniechęcą Europejczyków?
Opinie Ekonomiczne
Andrzej Sławiński: Przepis na stagnację