Gospodarka znalazła się w sytuacji bezprecedensowej, na którą nikt nie mógł wcześniej przygotować specjalnych recept. W efekcie wszyscy uczą się na żywej materii, co i jak zrobić, aby choć trochę złagodzić ekonomiczną katastrofę. Firmy handlowe ruszyły do sprzedaży przez internet, dzisiaj jedynej opcji dotarcia do klienta. Allegro czy IKEA rozwijają zapomnianą usługę zamówień telefonicznych dla tych, którzy z internetu nie potrafią lub nie mogą korzystać, np. seniorów. Oczywiście, można powiedzieć, że to po prostu dotarcie do nowych klientów, ale w normalniej sytuacji taki ruch biznesowo aż takiego sensu by nie miał. Podobnie jak przestawianie produkcji firm kosmetycznych na żele antybakteryjne, a szwalni odzieżowych na maseczki ochronne.
Ruszyło przekazywanie towarów czy pieniędzy na rzecz szpitali i innych instytucji. Czy można sprowadzać takie działania do marketingu i chęci promowania się przy każdej okazji? Czasami pewnie tak, ale nie warto od razu skreślać wszystkich takich inicjatyw, ponieważ wiele z nich wynika z faktycznej chęci niesienia pomocy najbardziej potrzebującym.
Zamrożenie gospodarki trwa od kilku tygodni i niedługo właściciele firm staną przed prawdziwym sprawdzianem, czy za deklaracjami o odpowiedzialnym społecznie biznesie stało szczere przekonanie, czy też były to tylko niemające dla nich znaczenia formułki z kolorowych raportów. Rzesza ludzi zastanawia się właśnie, czy będzie miała gdzie pracować, a nawet jeśli tak, to czy nie w gorszych warunkach i za mniejsze pieniądze. Z rynku płyną zaś przecieki, że nawet duże firmy zastanawiają się nad upadłością, masowymi zwolnieniami. Czy aby nie są to celowe przecieki? Czy nie jest tak, że niektórzy przedsiębiorcy wykorzystują strach przed masowym bezrobociem tylko po to, by nakłonić władze do zwiększenia pomocy państwa? Czy polski biznes będzie w stanie sięgnąć do rezerw, aby przetrwać najtrudniejszy czas, zanim wykorzysta najprostsze metody oszczędzania, czyli zwolnienia pracowników?