Kwietniowe dane z rejestrów wskazują, że w wymiarze netto stale przybywa firm. Powstrzymanie fali bankructw, likwidacji i zawieszeń działalności stało się możliwe m.in. dzięki niezwykle sprawnie przygotowanym i wdrożonym mechanizmom wspierającym płynność firm i instytucji finansowych. Determinacja rządu Mateusza Morawieckiego, w połączeniu z kreatywnością i ciężką pracą Jadwigi Emilewicz, wsparte legendarną już skutecznością Pawła Borysa sprawiły, że w ekspresowym tempie powstało instrumentarium wspierające płynność. Sektor finansowy pod dowództwem Adama Glapińskiego włączył się we wsparcie płynności gospodarki.
Spodziewam się, że kolejne dane pokażą, że płynność banków i firm jest na poziomie pozwalającym na myślenie o powrocie Polski na ścieżkę rozwoju gospodarczego. „Tony papieru, tomy analiz/ Genialne myśli, tłumy na sali" – piosenka Elektrycznych Gitar pasuje do dorobku ekonomii w badaniu wzrostu gospodarczego. Nie budzą kontrowersji dwa stwierdzenia: trwały wzrost gospodarczy możliwy jest tylko wtedy, gdy nakłady na inwestycje są większe niż tempo zużycia majątku; poziom inwestycji zależy w największym stopniu od postrzeganego przez przedsiębiorców relacji zwrotu do ryzyka.
Płynność pozwoliła firmom przetrwać kosztem wzrostu zadłużenia państwa i agend rządowych. Powrót na ścieżkę wzrostu jest możliwy poprzez pobudzenie prywatnych inwestycji. Barierą jest niepewność. Trudno ją ograniczyć, ale możemy zmienić postrzeganie ryzyka finansowego.
Podzielić się ryzykiem
Od stuleci sposobem na jego zmniejszanie była dywersyfikacja. Bogaci Wenecjanie w XI w. wspólnie finansowali zamorskie wyprawy handlowe, by dzielić się ryzykiem. Dziś podobną funkcję spełnia emisja instrumentów kapitałowych. Oferty publiczne pozwalają pozyskać pieniądze na przedsięwzięcia rozwojowe o wysokiej niepewności. W Polsce od 15 lat istnieje wsparcie państwowe dla funduszy venture capital. Udział środków publicznych w ich kapitalizacji dochodzi do 80 proc.
Przy wychodzeniu z kryzysu warto podobny mechanizm rozciągnąć na oferty publiczne. Instytucja państwowa zapisywałaby się na akcje na dole książki popytu (najwyżej 50 proc. pozyskanych pieniędzy mogłoby pochodzić od tego inwestora). Zapewniłoby to spółkom zebranie wystarczających środków, ale nie wypychałoby kapitału prywatnego przez publiczny – gdyby cena w ramach budowy książki popytu była wyższa niż minimalna, emisję obejmowałby tylko kapitał prywatny.