Przy okazji wyborów i wizyty prezydenta Andrzeja Dudy w USA rząd Zjednoczonej Prawicy chciał pokazać, jak dużo osiągnął w relacjach polsko-amerykańskich i jak duże przynosi to korzyści, także gospodarcze. Ogłoszono wielką inwestycję Google,a opiewającą na 2 mld dol. – i obiecującą kilka tysięcy miejsc pracy – która przebiła dwukrotnie niedawną deklarację Microsoftu. „Polska staje się hubem cyfrowym Europy Środkowo-Wschodniej" – napisał na swoim profilu na Twitterze Paweł Borys, szef Polskiego Funduszu Rozwoju. A media podchwyciły ten entuzjastyczny ton.

Bez wątpienia takie inwestycje są bardzo korzystne i nie wiadomo, czy pojawiłyby się w tej skali bez poparcia Waszyngtonu. Warto jednak pamiętać, że towarzyszą im poważne ustępstwa, nad którymi nie można przejść obojętnie. Podatek cyfrowy miał dać miliard złotych rocznie, a najbardziej dotknąłby płacących raczej symboliczne podatki amerykańskich firm z Google'em, Facebookiem, Apple'em i Amazonem na czele. Nic więc dziwnego, że choć rząd zapowiadał (i zapowiada), że rychło go wprowadzi, już jesienią ubiegłego roku wiceprezydent Mike Pence chwalił Polskę za porzucenie prac nad podatkiem. Także w ustawie budżetowej na ten rok nie zapisano wpływów z tego tytułu. Resort finansów wciąż robi dobrą minę do złej gry, twierdząc, że prowadzi „prace analityczne" i „dyskusje na forum unijnym".

W przypadku Google'a nie chodzi zresztą tylko o podatki. Jako jedyna w UE Polska nie pracuje nad wdrożeniem dyrektywy o prawach autorskich, która uderza w ten koncern. Miejmy nadzieję, że nie dzieje się to za sprawą jakiegoś kolejnego listu ambasador USA Georgette Mosbacher, która interweniowała już w rządzie w sprawie ustawy niekorzystnej dla Ubera.

Również sieci komórkowe 5G można było wprowadzić na większą skalę już w ubiegłym roku, co byłoby teraz ulgą dla mocno obciążonej z powodu zdalnej pracy i nauki infrastruktury telekomunikacyjnej. Dałoby to też kilka miliardów złotych opłat za częstotliwości. Opóźnienia w tej mierze można powiązać z naciskami administracji Donalda Trumpa na sojuszników, by nie kupowali sprzętu od Chińczyków.

Wiadomo, że bezpieczeństwo, i militarne, i energetyczne, jest bezcenne. Trudno jednak oprzeć się wrażeniu, że zwłaszcza w dobie podchodzącego do wszystkiego transakcyjnie Donalda Trumpa nie zawsze jest do końca tak, jak pisał francuski XIX-wieczny ekonomista wolnorynkowy Frederic Bastiat, iż „zysk jednego jest zyskiem drugiego".