Według ostatniej prognozy Komisji Europejskiej Polska najmniej cierpi gospodarczo na pandemii. Jednocześnie jesteśmy trzecim beneficjentem funduszu odbudowy gospodarki po pandemii. To budzi opór niektórych państw członkowskich. Czy sądzi pan, że to jest do utrzymania?
CHARLES MICHEL: Już w czasie pierwszego szczytu UE poświęconego temu tematowi w czerwcu, jeszcze w formie wideokonferencji, zorientowałem się, że dla wielu państw – nie trzech, czterech, ale naprawdę wielu – klucz alokacji zaproponowany przez Komisję był problemem. Przypomnę, że są to wielkość populacji, odwrócony produkt krajowy brutto na mieszkańca oraz bezrobocie sprzed kryzysu. Dla wielu to wygląda tak, że nie ma żadnego związku między pandemią a wypłacanymi z funduszu pieniędzmi. Poprosiliśmy Komisję o sporządzenie tzw. analizy potrzeb, bo jest ważne, żeby ten fundusz uwzględniał konkretne potrzeby wynikające z pandemii. Stąd moja innowacja, żeby 70 proc. wypłacać natychmiast według kryteriów zaproponowanych przez KE, opartych na danych historycznych. Po to, żeby jak najszybciej uruchomić te pieniądze. Natomiast 30 proc. powiązać z danymi z lat 2020–2021, które będziemy znali w 2022 roku. I wtedy pieniądze zostaną zaprogramowane w 2023 roku. Moim zdaniem dla wielu państw członkowskich to jest poprawa, bo pokazujemy wyraźny związek z konsekwencjami Covid-19. Na razie nie wiemy dokładnie, czy będzie druga fala. Nie wiemy, jakie będą konkretnie skutki pandemii dla poszczególnych sektorów gospodarki. W tym kontekście nowe podejście jest dużo bardziej akceptowalne dla państw członkowskich niż pierwotna propozycja KE. Oczywiście wiem, że niektóre państwa mogą uznać tę proporcję 70 do 30 za niewłaściwą. Może trzeba będzie to jeszcze zmienić, zobaczymy.
W swojej propozycji w ogóle nie dotyka pan ogólnej wielkości funduszu odbudowy, który Komisja Europejska zaproponowała na poziomie 750 mld euro. Mimo że niektóre państwa płatnicy netto uważają go za zbyt wysoki. Dlaczego?
Przede wszystkim proszę zwrócić uwagę, że obniżam wielkość drugiego pakietu, czyli wieloletniego budżetu UE. Po drugie, proponuję zachowanie rabatów we wpłatach do budżetu UE dla pięciu państw, właśnie tych płatników netto. A to jest wbrew woli pozostałych, którzy są zdecydowanie przeciwni jakimkolwiek rabatom, bo uważają, że po brexicie nie mają już one racji bytu. Z drugiej strony utrzymuję 750 mld euro jako ogólną sumę funduszu odbudowy oraz proporcję między dotacjami i pożyczkami. Tym samym pokazuję, że wsłuchuję się w głos wielu państw, które uważają, że potrzebny jest duży fundusz odbudowy. A z drugiej strony biorę pod uwagę głos płatników netto, zmniejszając wielkość funduszu odbudowy i utrzymując rabaty. Wiem, że to nie jest propozycja do natychmiastowego zaakceptowania, ale baza do negocjacji, które rozpoczną się w najbliższych dniach i których celem jest osiągnięcie porozumienia. Mam nadzieję, że nastąpi to na najbliższym szczycie.
Podkreśla pan w swoich wypowiedziach, że 30 proc. unijnych pieniędzy ma pójść na zielone cele. Ważnym elementem tego planu jest Fundusz Sprawiedliwej Transformacji na pomoc regionom najbardziej dotkniętym kosztami transformacji klimatycznej. Jego największym beneficjentem ma być Polska, ale do tej pory jako jedyny kraj UE nie zobowiązaliśmy się do osiągnięcia neutralności klimatycznej w 2050 roku. Miało to nastąpić w czerwcu, nie było wtedy fizycznego szczytu. Czy Polska musi się teraz zobowiązać do neutralności klimatycznej, żeby mieć prawo do tych pieniędzy?