Dla Amerykanów zablokowanie dostępu Chińczyków do kluczowego rynku 5G, który dzięki wielokrotnie szybszemu transferowi danych i nowym usługom stanie się rdzeniem światowej gospodarki, to już prawdziwa obsesja. Temu głównie poświęcona była zakończona w Warszawie objazdówka Pompeo po sojusznikach. Jej efekty nie są do końca jasne. Słowenia zgodziła się na pisemną deklarację, że wyklucza „niezaufanych dostawców", ale już Czesi, mimo wcześniejszych ostrych antychińskich zapowiedzi, podali wysłannikowi Białego Domu „czarną polewkę".
Wygląda na to, że także w Polsce poza werbalnym poparciem niewiele wskórał. W potoku wypowiedzi Amerykanina i polskich oficjeli na temat podpisanej umowy wojskowej, Nord Stream 2 czy Białorusi można było wyłowić ledwie dwa zdania o 5G: „Cieszy nas też to, że Polska jest na liście państw, które chcą walczyć z chińskim rządem w sprawie budowy sieci 5G w Polsce. Zrobimy wszystko, by technologia pochodziła z dobrych źródeł". Żadnych konkretów, żadnego wykluczania Huawei.
Polski rząd jest nie tylko pod presją Ameryki i Chin. Huawei po cichu wspierają operatorzy, którzy obawiają się, że jego wyeliminowanie podbije ceny sprzętu 5G. Zainwestowali już w chińską infrastrukturę miliardy w dotychczasowych sieciach i by utrzymać nowe wymogi bezpieczeństwa, musieliby dużą ich część po prostu zezłomować. Rząd zdaje też sobie sprawę, że za tym ustępstwem mogą pójść kolejne naciski Amerykanów. Z drugiej strony zainwestował już dużo w sojusz z USA (także kosztem UE), by je ignorować. Ma ograniczone pole manewru i może tylko zwlekać. Ale nie bez końca. Najbliższą cezurą są jesienne wybory w USA, które mogą przynieść zmianę lokatora Białego Domu i osłabienie napięcia na linii Waszyngton–Pekin.
Zwłoka z przetargiem na rozdysponowanie częstotliwości 5G i wydaniem wymagań odnośnie do sprzętu jest niestety kosztowna. Bo kto wprowadzi szybko 5G, da silny impuls gospodarce i innowacyjności, przyciągnie zagranicznych inwestorów i zyska przewagę konkurencyjną. A konsumenci nowe usługi.