Poraża też brak spójności w słowach ministra. Twierdzi on najpierw, że limit konstytucyjny powinien zostać, ale powinien być podwyższony. Czyli zapis w konstytucji jest OK, ale być może należy dyskutować o jego poziomie. Ale niestety na jednym oddechu minister dodał, że może limit w ogóle powinien być zniesiony. To jakie jest więc stanowisko polskiego ministra? Zapis ma być, ma go nie być, jest OK, jest „sztuczną barierą"? W regułach fiskalnych, oprócz numerycznych wartości, najbardziej istotna jest dbałość o wiarygodność reguł w odbiorze publicznym. Minister Finansów jej takim zachowaniem nie zwiększa. A przecież jego misją jest promowanie wśród społeczeństwa znaczenia stabilności finansów publicznych. To pokaz lekceważenia znaczenia reguł fiskalnych. Jeżeli zostałby nawet wyższy limit w konstytucji, to dla ministra będzie to dalej „sztuczny" twór, bo publicznie podważa w ogóle istnienie tego limitu. Czyli gdy rząd dojdzie do ściany i wyda ostatni budżetowy grosz, to albo znowu zacznie się omijanie reguł, albo nastąpi kolejna zmiana limitu. Przecież to tylko „sztuczna bariera".
Działając w ten sposób, trafiamy na równię pochyłą. Przyjdzie kolejny kryzys i skończymy z długiem 120 proc. Następne załamanie koniunktury i będzie 140 proc. Gdyby Grecja miała limit konstytucyjny, na pewno nie popadłaby w takie problemy fiskalne. Mimo że nasze gospodarki są różne, to w scenariuszu politycznym widzę ogromne analogie. Przed latami 70. Grecja miała dług poniżej 50 proc. Potem dwie najważniejsze partie przez kilka kadencji na zmianę licytowały się obietnicami politycznymi. Były tam m. in. 13-tki, 14-tki, bony, krótszy wiek emerytalny itd. W jednej z kampanii było hasło „Pieniądze są". Podobne padło niedawno zresztą i na naszym, polskim podwórku. Grecki dług po tym wpadł na ścieżkę wzrostową. A potem było kilka kryzysów. Kryzys naftowy, kryzys DotCom, kryzys azjatycki, kryzys finansowy i to wybiło dług na astronomiczne poziomy. Oczywiście nasza gospodarka jest teraz silniejsza niż grecka w okresie problemów, ale przed nami kryzys demograficzny.
Ubędzie 10 milionów Polaków w wieku produkcyjnym. Oprócz szybko rosnącej populacji emerytów, będą musieli jeszcze obsługiwać i spłacać wyższy dług. To kierunek na katastrofę. Limit zadłużenia jest najsilniejszym, ostatecznym hamulcem dla polityków, chroniącym finanse publiczne od rozdawnictwa bez pokrycia. Zresztą prawne limity zadłużenia są najwyżej oceniane w rankingach reguł fiskalnych (np. w indeksie reguł fiskalnych KE). Dług w odbiorze publicznym jest najbardziej czytelnym miernikiem, bo większość z nas rozumie ten miernik. Miała bowiem styczność z indywidualnym zadłużeniem bezpośrednio lub pośrednio.
Mimo że teraz na dużą skalę ten hamulec jest omijany, to jednak łatwo jest zmierzyć to omijanie. Tutaj nie da się ukryć emisji papierów skarbowych, bo prawo finansowe na to nie pozwala. I opinia publiczna zawsze się dowie o rzeczywistym zadłużeniu. Deficyt, limit wydatkowy, deficyt strukturalny, benchmark wydatkowy to ważne i konieczne mierniki stanu finansów publicznych, ale tam pole manewru w kreatywności jest dużo większe i łatwiej jest manipulować. Ponadto te mierniki są trudne w odbiorze publicznym. Choć należy podkreślić, że reguły długu są niewystarczające, to jest pewnego rodzaju sufit, którego nie możemy przebić. Potrzebujemy reguł, wskazówek dla polityki fiskalnej, kiedy jesteśmy poniżej tych limitów. Taką rolę wypełniają reguły wydatkowe.
Minister Finansów proponuje wręcz likwidację progu konstytucyjnego i wskazuje, że reguła wydatkowa powinna być głównym parametrem.
Ale przecież reguła wydatkowa miesiąc temu została zmieniona nocną wrzutką w ustawie o pracownikach delegowanych. Ta poprawka całkowicie zniszczyła wiarygodność reguły wydatkowej. Kto uwierzy w regułę, którą można na kilkadziesiąt miliardów złotych rozluźnić poprawką poselską i to nawet nie w ustawie o finansach publicznych? Co jeszcze istotne Minister Finansów oraz wiceminister Piotr Patkowski w maju mówili o uszczelnieniu reguły wydatkowej. Mówili „chcielibyśmy, żeby to było przedmiotem bardzo szerokiej debaty, trwającej pewnie kilka miesięcy, w trakcie której moglibyśmy się nad tym zastanowić". A potem nocną wrzutką zniszczyli regułę. Bez żadnych konsultacji, debat.