Brody nie mam. Być może dlatego martwi mnie szerzenie się pomysłu dochodu gwarantowanego, zwanego także bezwarunkowym dochodem podstawowym (BDP). Próbowano go już wdrażać w Niemczech, Hiszpanii, Włoszech, Finlandii czy nawet w Stanach Zjednoczonych. Pomysł pojawia się i nad Wisłą. „Jeżeli Polska ma się rozwijać, jeżeli mamy zapewnić proces właściwej transformacji, zachodzącej w takim tempie, jak trzeba, czyli dużo szybciej, niż to na razie przedstawia polski rząd, to musimy myśleć o takich rozwiązaniach jak dochód gwarantowany" – przekonuje jeden z liderów świeżej partii opozycyjnej Michał Kobosko. „[...] z jednej strony dawałby pieniądze na przeżycie, z drugiej strony w pewien sposób inspirowałby, zachęcałby do szukania dodatkowych możliwości pracy. [...] dochód gwarantowany, w wysokości płacy minimalnej, powinien być naszym zdaniem wypłacany do momentu osiągnięcia wieku emerytalnego" – dodaje. Przypomnijmy: płaca minimalna to dzisiaj 2800 zł! Na reakcję nie trzeba było długo czekać. „Skąd na to pieniądze?" – przytomnie pyta Leszek Balcerowicz. Zwłaszcza że wcześniej koszty wprowadzenia BDP w wysokości 1200 zł wyceniano na minimum 376 mld zł rocznie.
Rzecz jednak nie w pieniądzach. Wątpliwa jest sama koncepcja BDP! Zakłada ona, że każdy obywatel, bez względu na swoją sytuację materialną, otrzymuje od państwa gwarantowaną ustawowo stałą kwotę pieniędzy! Bez żadnych warunków wstępnych, formułowanych oczekiwań etc. Tak naprawdę „wystarczy być"!
Testowany w Finlandii „dochód gwarantowany" w wysokości 560 euro zakładał, że osoby, które go otrzymywały, mogą pracować, uczyć się bądź po prostu nic nie robić. W Hiszpanii w maju 2020 r. wprowadzono minimalny dochód życiowy w wysokości od 462 do 1015 euro miesięcznie. Tymczasem, jak zauważyły hiszpańskie fundacje charytatywne, już w lipcu i sierpniu tego roku wzrosło w tym kraju zapotrzebowanie na pomoc żywnościową. I to o 50 proc.! We Włoszech wprowadzono zaś bardziej rygorystyczne zasady. Trzeba posyłać dzieci do szkół, nie pić alkoholu i nie wydawać przekazanych środków na gry hazardowe. Prawda, że to po prostu nieludzkie?
Zakłada się, że pieniądze z BDP wyzwolą w ludziach przedsiębiorczość. Mając środki do życia, obywatele będą bardziej skłonni do podejmowania ryzyka. To przecież absurd! Zwolennicy dochodu gwarantowanego twierdzą także, że jest on przygotowaniem społeczeństwa do wielkiej zmiany związanej z rosnącą robotyzacją i automatyzacją. Wypchnie ona z rynku pracy tysiące ludzi. Dzięki BDP będą mieli zaś z czego żyć. To jednak nie przejaw troski polityków o swoich wyborców. Podejrzewam raczej, że żyjemy już w czasach, których nadejście przewidywał Tocqueville. „Demokracja skończy się wtedy, gdy rząd zrozumie, że może przekupić ludzi ich własnymi pieniędzmi" – pisał. Czyż nie jest to istota dochodu gwarantowanego?!
Świat „czy się stoi, czy się leży, 2 tysiące się należy" jest jednak bardzo kuszący. I tylko ta nieznośna pamięć, która podpowiada, że w pewnym sensie to już było...