Z uwagą przeczytałem w Rzeczpospolitej z 18 września 2020 r. wypowiedź prof. Andrzeja Szumańskiego na temat nowelizacji Kodeksu spółek handlowych, zwanej w skrócie prawem holdingowym. Szczególnie uderzył mnie argument, że ten projekt powstał, ponieważ „mniejszość nie może terroryzować większości, bo prowadzi to do patologii". Podobny argument o „szantażu korporacyjnym" został użyty wcześniej, gdy w 1997 r. wprowadzono do Kodeksu handlowego przepis art. 414 § 2, odbierający możliwość zaskarżenia uchwały walnego zgromadzenia spółki publicznej, „jeżeli uchwała ta wbrew dobrym obyczajom kupieckim godzi w interesy spółki lub ma na celu pokrzywdzenie akcjonariusza", przez akcjonariusza lub grupę akcjonariuszy dysponujących mniej niż 1 proc. ogólnej liczby głosów. W wyniku powszechnej krytyki przepis ten został usunięty z dniem 1 stycznia 2001 r., gdy w życie wszedł Kodeks spółek handlowych, przywracający to prawo wszystkim akcjonariuszom, wprowadzając w jego miejsce ekonomiczną ochronę spółki przed szantażem korporacyjnym. Udało się więc zwalczyć patologię, jednak nie przez drastyczne ograniczenie praw akcjonariuszy mniejszościowych, lecz przez wprowadzenie mechanizmów umożliwiających uzyskanie przez spółkę odszkodowania za nadużycie tych praw. Szerzej opisałem to w książce stanowiącej publikację mojej rozprawy doktorskiej: „Dyrektywa o prawach akcjonariuszy. Studium tworzenia prawa i przewodnik po dyrektywie".
Można by skonstatować, że nic takiego się nie stało, skoro dobre prawo ostatecznie zwyciężyło, gdyby nie fakt, że dwa lata później do Trybunału Konstytucyjnego wpłynęła skarga Raimonda Egginka, znanego obrońcy praw akcjonariuszy mniejszościowych. Trybunał uznał, że wprawdzie to złe prawo już nie obowiązuje, jednak naruszenie Konstytucji było tak ważkie, że skarga w pełni zasługuje na rozpatrzenie, i wyrokiem z 8 marca 2004 r. orzekł, iż art. 414 § 2 k.h. „jest niezgodny z art. 2, art. 32, art. 45 ust. 1 i art. 77 ust. 2 w związku z art. 31 ust. 3 Konstytucji Rzeczypospolitej Polskiej".
Spójrzmy więc na te nowe propozycje. Art. 214 § 2 stanowi, że jeżeli akcjonariusze mniejszościowi reprezentują mniej niż 25 proc. kapitału zakładowego, to spółka zależna może odmówić wykonania wiążącego polecenia tylko wtedy, gdy jego wykonanie prowadziłoby do niewypłacalności lub zagrożenia niewypłacalnością. W każdym innym przypadku spółka zależna musi to polecenie wykonać, a akcjonariusze mniejszościowi nie mają prawa do zaskarżenia tego polecenia, ani nawet do uzyskania jakiegokolwiek odszkodowania w przypadku poniesienia szkody. Skoro jednak w 2004 r.
Trybunał Konstytucyjny orzekł, że w przypadku akcjonariusza dysponującego mniej niż 1 proc. głosów, pozbawienie go prawa do złożenia skutecznego protestu stanowi naruszenie Konstytucji, to tym bardziej – a minori ad maius – nie można takiego prawa pozbawić akcjonariusza posiadającego 25 razy więcej głosów (w przypadku braku akcji uprawnionych co do głosu 25 proc. głosów jest równoważne 25 proc. kapitału zakładowego). I nie trzeba nawet tego zaskarżać do Trybunału Konstytucyjnego, bo ten wyrok sprzed 16 lat nadal obowiązuje.
Patrzmy dalej. Istotą spółki akcyjnej jest zakaz wydawania zarządowi wiążących poleń dotyczących prowadzenia spraw spółki, m.in. przez walne zgromadzenie (art. 3751 k.s.h.). Weźmy więc zależną spółkę akcyjną, w której spółka dominująca reprezentuje 75 proc. kapitału zakładowego, a na walnym zgromadzeniu obecni są wszyscy akcjonariusze, którzy jednomyślnie podejmą uchwałą formułującą wiążące polecenie. Taka uchwała byłaby sprzeczna z prawem.