Pod wpływem nadzwyczajnych („pandemicznych") wydatków (i naturalnie zmniejszonych dochodów podatkowych) szybko narasta deficyt finansów publicznych, stosownie powiększając poziom długu publicznego. Z tym zjawiskiem trzeba się pogodzić – a nawet je polubić. Najsampierw trzeba je jednak zrozumieć. Z tym mają problem nie tylko koryfeusze naszej „nauki" ekonomicznej, ale także ogół wszechwiedzących dziennikarzy oraz – niestety – polityków.
Opozycja grzmi, ze oto rząd zadłużając kraj, prowadzi go do ruiny. Jest w tym duża doza złej wiary. Sprawując władzę opozycja nie postępowałaby inaczej (nawet, gdyby jej szefem został Leszek Balcerowicz). Z kolei rządzący najwyraźniej wstydzą się narastającego długu i bronią swojej polityki fiskalnej bez większego przekonania. Co gorsza, kursują pogłoski, że usiłuje się „coś zrobić" by powstrzymać tempo narastania długu publicznego – już to poprzez jakieś zakamuflowane podwyżki „opłat", już to poprzez większą powściągliwość jeśli idzie o wydatki.
Pogląd o potrzebie ograniczania wzrostu długu publicznego jest nie tylko bezpodstawny merytorycznie. Jest on groźny szczególnie teraz, gdy nadal potrzebne jest zwiększanie wydatków publicznych i ograniczenie obciążeń podatkowych oraz parapodatkowych.
Deficyt jest rzeczą naturalną
Tymczasem jest normalnym zjawiskiem, obserwowanym prawie zawsze i prawie wszędzie, że sektor publiczny jako całość (obejmująca też publiczny system emerytalny oraz narodowy bank centralny emitujący własny pieniądz) wykazuje deficyt. Jest empiryczną prawidłowością to, że wydatki sektora publicznego w większym lub mniejszym stopniu permanentnie przekraczają jego dochody. Przykładów potwierdzających powyższą obserwację nie brakuje. Od niepamiętnych czasów Wielka Brytania, USA i Japonia corocznie zaliczają deficyty finansów publicznych, z reguły bardzo znaczące. To samo odnosi się do krajów strefy euro (rozważanych łącznie).
Do 2011 r. skłonność do deficytu wykazywały także Niemcy. Niedawne nadwyżki finansów publicznych były tam przejściowe. Ich pojawienie się nie jest zasługą własnej polityki fiskalnej, ale agresywnej polityki ekspansji eksportowej wspieranej strategią ograniczania kosztów pracy (tj. płac). Jej skutkiem były olbrzymie nadwyżki handlowe. Partnerzy Niemiec – w pierwszym rzędzie USA - notowali wielkie deficyty w handlu z nimi. Stosownie do tego zadłużali się w Niemczech. Te obywały się bez rosnącego zadłużenia własnych finansów publicznych tylko dlatego, że udało im się zastąpić je rosnącym zadłużeniem innych krajów wobec siebie. To sytuacja nietrwała. USA mają jej dosyć – stąd ich rosnący, zrozumiały, protekcjonizm.