Aleś Alachnowicz, przedstawiciel liderki białoruskiej opozycji Swiatłany Cichanouskiej ds. reform gospodarczych: Pójdźmy drogą Finlandii

Zachowanie dobrych relacji gospodarczych z Rosją, a jednocześnie otwieranie się na inne kraje jest możliwe – mówi Aleś Alachnowicz, przedstawiciel liderki białoruskiej opozycji Swiatłany Cichanouskiej ds. reform gospodarczych.

Aktualizacja: 15.10.2020 09:46 Publikacja: 14.10.2020 21:00

Aleś Alachnowicz, przedstawiciel liderki białoruskiej opozycji Swiatłany Cichanouskiej ds. reform gospodarczych: Pójdźmy drogą Finlandii

Foto: materiały prasowe

Aleksander Łukaszenko, mówiąc o reformach, stwierdził niedawno, że jeżeli kraj produkuje papier, to może produkować tekturę. To patent urzędującego od 1994 r. przywódcy na gospodarkę?

Aleś Alachnowicz: To już dawno nie jest socjalistyczny model gospodarczy z centralnym planowaniem, ale to też jeszcze nie jest gospodarka wolnorynkowa. To coś pomiędzy. Aż 50 proc. PKB kraju jest wytwarzane przez sektor państwowy. Władze Białorusi mają bardzo mocny wpływ na gospodarkę i lubią się odwoływać do doświadczeń Chin. Ale sektor państwowy w Państwie Środka jest o połowę mniejszy. Państwo na Białorusi jest monopolistą albo zajmuje dominującą pozycję w wielu branżach, m.in. w przemyśle metalurgicznym, maszynowym czy energetycznym. Często jest tak, że państwo kontroluje przedsiębiorstwa i jednocześnie reguluje rynek.

Jak to się stało, że w latach 90. na Białorusi nie doszło do masowej prywatyzacji tak jak we wszystkich krajach sąsiednich?

Łukaszenko od początku swoich rządów dążył do tego, aby mieć władzę absolutną, musiał więc mieć całkowitą kontrolę nad gospodarką. Zatrzymał rozpoczętą po upadku ZSRR prywatyzację i krok po kroku uzależniał od siebie wszystkie instytucje w kraju. Zresztą przed 1994 r. na Białorusi brakowało wizji gospodarczej. Ówczesne władze oglądały się na Moskwę. Ale dzisiaj na Białorusi nie ma już popytu na sektor państwowy, który przeżywa poważny kryzys. Jednym z największych przedsiębiorstw kraju jest MAZ (produkuje autobusy i samochody ciężarowe). W najlepszych czasach pracowało tam aż 27 tys. pracowników, dziesięć lat temu 22 tys., a w tej chwili ok. 15 tys. ludzi. W latach 90. MAZ nawiązał współpracę z niemieckim MAN, można było modernizować produkcję i wychodzić na europejski rynek. Ale trudno się współpracuje z przedsiębiorstwem, w którym decyzję podejmuje nie jego dyrektor, lecz były dyrektor sowchozu (Łukaszenko zaczynał  karierę, będąc dyrektorem państwowego gospodarstwa rolnego – red.). Państwo mówi, że nie będzie prywatyzować przedsiębiorstw. Dobrze, ale niedługo te firmy same upadną, bo państwo ma coraz mniej środków na ich wspieranie.

A jak wygląda sektor bankowy? Na ile niezależny jest od prezydenta Narodowy Bank Białorusi (NBB)?

Na Białorusi działają 24 banki, ale pięć państwowych ma ponad 60 proc. aktywów całego sektora. Państwo dominuje w tej branży. Chociaż w ostatnich pięciu latach NBB prowadził bardziej niezależną politykę, to ta niezależność nie jest umocowana legislacyjnie. Szefa NBB mianuje prezydent i w każdej chwili może go zwolnić. Gdyby obecny szef nie wprowadził latem zarządu administracyjnego w Biełgazprombanku (którego były prezes Wiktar Babaryka chciał kandydować na prezydenta w wyborach 9 sierpnia, ale został aresztowany red.), zostałby prawdopodobnie zwolniony. W Polsce prezes NBP ma sześcioletnią kadencję i nie można go tak łatwo odwołać z urzędu. Na Białorusi czegoś takiego nie ma.

Wielu inwestorów zwabił Łukaszenko do kraju przez 26 lat swoich rządów?

Inwestorów zagranicznych na Białorusi jest bardzo mało. Ich łączne inwestycje to 1–1,5 mld dolarów rocznie. W większości chodzi o reinwestowanie zysku, a nie o nowych inwestorów. Wśród krajów posocjalistycznych Białoruś ma jeden z najniższych wskaźników skumulowanych przez 30 lat inwestycji zagranicznych w stosunku do PKB. Nowi inwestorzy patrzą sceptycznie na Białoruś, ale jeżeli już wchodzą, to zazwyczaj są zadowoleni. Władze potrafią stworzyć dla nich warunki, których nie będą mieli we własnych krajach. Mamy na Białorusi sytuację, w której zagranicznym inwestorom i państwowym przedsiębiorstwom stwarza się bardzo dobre warunki, w przeciwieństwie do białoruskich prywatnych firm, z wyjątkiem może sektora IT.

Podobno firmy z białoruskiej Doliny Krzemowej uciekają m.in. na Ukrainę i do Polski.

Sektor IT ma problemy, ale jest przykładem tego, że Białorusini potrafią być wśród najlepszych na świecie, jeżeli działają w wolnej przestrzeni. Sektor IT można porównać do artystów, a artysta potrzebuje wolności. W Korei Północnej czy na Kubie nie ma sektora IT. Na Białorusi wolności jest coraz mniej, więc ludzie z tej branży już uciekają albo poważnie to rozważają.

Wyobraźmy więc sobie, że jutro upada reżim Łukaszenki i gospodarka jest w pana rękach. Od czego pan zacznie?

Bank Światowy zaleca Białorusi, aby przeprowadziła gruntowną analizę sektora przedsiębiorstw państwowych. Wyłoni się grupa firm, które są nierentowne i nigdy nie będą rentowne. Tak jak stratne państwowe gospodarstwa rolne. Druga grupa to przedsiębiorstwa, które mają problemy, ale mogą je pokonać z pomocą państwa lub otwierając się na zagranicznych inwestorów. Wreszcie są i takie firmy, które działają skutecznie i są dochodowe, np. Biełaruśkalij (jeden z największych na świecie producentów nawozów potasowych). Te rekomendacje władze w Mińsku odrzuciły.

Ale te nierentowne trzeba będzie zamknąć?

Zamknąć, ale to nie oznacza, że pracowników tych przedsiębiorstw porzuci się na pastwę losu. Trzeba zmienić politykę socjalną w kraju. Dzisiaj, tracąc pracę, obywatel Białorusi otrzymuje zasiłek równy nieco ponad 20 dol. miesięcznie. Jak za takie pieniądze można przeżyć? Instytucje międzynarodowe wskazują, że przed podjęciem jakichkolwiek reform gospodarki trzeba mieć przemyślaną politykę socjalną, wspierać przekwalifikowanie ludzi i zakładanie nowej działalności i umożliwić im większą mobilność, np. poprzez stworzenie lub dofinansowanie odpowiedniej infrastruktury.

Ma pan patent na rozwój białoruskiej wsi, zniszczonej przez upadające państwowe gospodarstwa rolne?

Łukaszenko zniszczył białoruską wioskę. Pozostało powszechne pijaństwo, ucieczka pracowników do miast i brak jakiejkolwiek prywatnej inicjatywy biznesowej. Gdy Łukaszenko zaczynał rządzić, na Białorusi było ok. 2,5 tys. rolników. Tylu ich też pozostało po 26 latach jego rządów. Dla porównania w Polsce jest 1,4 mln rolników.

Ale w Polsce rolnik ma prywatną własność ziemi.

Ziemia powinna być prywatna, ale to tylko jeden z czynników, które mogą ożywić wieś. Ważne jest też poparcie władz lokalnych dla biznesu. Białoruś potrzebuje reformy samorządowej, by np. podatki spływały do lokalnych budżetów, zasilając regiony, a nie trafiały wyłącznie do budżetu centralnego. To wszystko jest do zrealizowania, ale potrzebna jest wola polityczna, której na razie brak.

A czy udałoby się zachować nieograniczony dostęp do rosyjskiego rynku, gdyby demokratyczna Białoruś postanowiła zacieśnić współpracę gospodarczą z Unią Europejską?

Zachowanie dobrych relacji gospodarczych z Rosją, a jednocześnie otwieranie się na inne kraje jest możliwe. Białoruś jest jednym z nielicznych krajów na świecie, które nie dołączyły do WTO. UE podpisała porozumienia o strefie wolnego handlu ze 114 krajami. Ukraina ma takie porozumienia z 45 krajami, a Białoruś strefę wolnego handlu jedynie z dziesięcioma. Powinna więc w pierwszej kolejności przystąpić do WTO i liberalizować handel z Unią Europejską, która jest naszym drugim partnerem po Rosji. Ale też trzeba rozwijać handel z Chinami, USA i innymi krajami.

Ukraina zapłaciła wysoką cenę za chęć integracji z UE.

Wtedy chodziło o geopolitykę. Białorusini nie dokonują wyboru geopolitycznego, tego nie ma w agendzie. Mamy wewnętrzny kryzys polityczny: z jednej strony większość społeczeństwa, a z drugiej mniejszość z Aleksandrem Łukaszenką na czele. Nikt nie mówi, że idziemy na Zachód czy chcemy wstępować do NATO. Białoruś ma możliwość porozumienia się ze wszystkimi, z korzyścią dla własnej gospodarki. Chciałbym, by mój kraj poszedł drogą Finlandii. Nie wiem, czy to się uda, ale uważam, że to najlepsze wyjście dla Białorusi, by nie podzielić społeczeństwa.

Ale Finlandia nie jest członkiem sojuszy militarnych, a Mińsk jest najbliższym wojskowym sojusznikiem Moskwy. Czy to nie będzie problemem dla nowej, demokratycznej Białorusi?

Większość Białorusinów nie popiera całkowitej zależności kraju od Rosji, ale też nie popiera zerwania z nią relacji. Nie oszukujmy się, w takim geopolitycznym położeniu nie da się prowadzić całkiem niezależnej polityki, ale trzeba prowadzić zrównoważoną politykę handlową i inwestycyjną zarówno z Rosją, jak i z Zachodem. Zresztą dążenie do neutralności jest zapisane w białoruskiej konstytucji, wystarczy więc respektować ustawę zasadniczą. Nie możemy i nie chcemy iść na konfrontację z Rosją. Dzisiaj dla Białorusinów kluczową sprawą są wolne, demokratyczne wybory, to fundamentalna sprawa. Reszta jest drugorzędna.

Jaki wpływ na białoruską gospodarkę ma rewolucja?

Przed wyborami Białoruś zachowywała stabilność makroekonomiczną, miała rekordowo niską inflację i stawki podatkowe. Owszem, spodziewano się deficytu budżetu, ale z tym władze spokojnie by sobie poradziły. Dzisiaj gospodarka już nie pracuje normalnie, trwają strajki włoskie, niemal 15 tys. Białorusinów doświadczyło w ciągu ostatnich dwóch miesięcy zatrzymań lub aresztów, nie pracowali w tym czasie. Także z powodów emocjonalnych ludzie nie mogą teraz pracować efektywnie. Niektórzy już wyjechali za granicę. Białorusini wycofują lokaty i pieniądze z banków, odmawiają płacenia rachunków, bo nie mają zaufania do państwa. Bez dialogu kryzys gospodarczy będzie się pogłębiał. Jeżeli teraz protestujący mają hasła polityczne, to zimą będą mieli dodatkowo postulaty ekonomiczne. Gdy zarobki zaczną spadać, będą wypłacane z opóźnieniem, a na dodatek po części w towarach własnej produkcji, to strajki w fabrykach staną się powszechne.

Wróży pan Białorusi los Wenezueli?

Aż takiej katastrofy nie przewiduję, ale będzie znacznie gorzej, niż jest. Władze będą musiały rozpocząć dialog. Żaden inwestor już nie przyjdzie, nie warto też liczyć na wsparcie międzynarodowych instytucji finansowych. Turystów też brak, bo żyjemy w czasach pandemii. Łukaszenko jest w trudnej sytuacji, bo nie uznaje go za prezydenta już wiele krajów na świecie. Rosja nie chce go dłużej finansować, nie może też liczyć na poparcie Chin, bo dla Chin Białoruś to furtka do UE. A jeżeli ta furtka jest zamknięta, to dla Pekinu nie jest to atrakcyjne.

A czy nie obawia się pan, że Łukaszenko zostanie europejskim Maduro, którego od stycznia 2019 r. nie uznaje wiele państw świata, a on wciąż rządzi?

Niestety, to możliwe. To byłby najgorszy scenariusz dla Białorusi. Wszystko będzie zależało od tego, jak się zachowa naród białoruski, a w mniejszym stopniu – co przy tej okazji zrobi Rosja.

Aleś Alachnowicz jest wiceprezydentem fundacji CASE Belarus. Od niedawna jest doradcą ds. reform gospodarczych liderki opozycji demokratycznej Swiatłany Cichanouskiej. Wcześniej pracował w Ernst & Young, McKinsey oraz NBP. Jest absolwentem London School of Economics and Political Science i Szkoły Głównej Handlowej w Warszawie.

Aleksander Łukaszenko, mówiąc o reformach, stwierdził niedawno, że jeżeli kraj produkuje papier, to może produkować tekturę. To patent urzędującego od 1994 r. przywódcy na gospodarkę?

Aleś Alachnowicz: To już dawno nie jest socjalistyczny model gospodarczy z centralnym planowaniem, ale to też jeszcze nie jest gospodarka wolnorynkowa. To coś pomiędzy. Aż 50 proc. PKB kraju jest wytwarzane przez sektor państwowy. Władze Białorusi mają bardzo mocny wpływ na gospodarkę i lubią się odwoływać do doświadczeń Chin. Ale sektor państwowy w Państwie Środka jest o połowę mniejszy. Państwo na Białorusi jest monopolistą albo zajmuje dominującą pozycję w wielu branżach, m.in. w przemyśle metalurgicznym, maszynowym czy energetycznym. Często jest tak, że państwo kontroluje przedsiębiorstwa i jednocześnie reguluje rynek.

Pozostało 93% artykułu
Opinie Ekonomiczne
Witold M. Orłowski: Gospodarka wciąż w strefie cienia
Opinie Ekonomiczne
Piotr Skwirowski: Nie czarne, ale już ciemne chmury nad kredytobiorcami
Ekonomia
Marek Ratajczak: Czy trzeba umoralnić człowieka ekonomicznego
Opinie Ekonomiczne
Krzysztof Adam Kowalczyk: Klęska władz monetarnych
Materiał Promocyjny
Klimat a portfele: Czy koszty transformacji zniechęcą Europejczyków?
Opinie Ekonomiczne
Andrzej Sławiński: Przepis na stagnację