Umorzenie przyznanego wiosną wsparcia rząd uzależnił od spełnienia przez firmy różnych warunków. Jednym z nich było utrzymanie zatrudnienia. Rząd liczył na to, że dzięki pomocy z tarcz firmy staną na nogi, wszystko gładko wróci do normy i uda się uratować większość miejsc pracy. Tak się nie stało.
Wiele branż, choćby gastronomiczna, turystyczna, fitness czy eventowa, nie zdołało odrobić strat. Gdy pandemia uderzyła z nową mocą, rząd zdecydował się na ponowne wprowadzenie licznych obostrzeń. Wielu firmom znów odebrał możliwość prowadzenia działalności. Prawie nie zarabiają restauracje, bary, puby, kawiarnie. Zamknięta stoi większość siłowni. Nie ma koncertów. Konferencje przeniosły się do internetu. Hotele stoją puste, biura podróży prawie nie mają klientów, to samo z przewoźnikami lotniczymi. Bez kolejnej puli rządowego wsparcia duża część z nich nie ma szans przetrwać. O płaceniu pracownikom w wielu przypadkach w ogóle nie ma mowy.
W tej sytuacji rząd zapowiedział nowy program pomocowy. Na razie dla branż najmocniej dotkniętych kryzysem. Jednym z punktów programu ma być możliwość umorzenia przyznanej wcześniej pomocy także w przypadku niedotrzymania warunków jej przyznania. I tu pojawia się problem. Czy bowiem taki zapis w nowym programie pomocowym nie zachęci firm do zwalniania pracowników, którzy mimo pandemii do tego momentu czuli się dość bezpiecznie?
Przeciwnicy tego pomysłu mówią, że w ten sposób zmarnują się ogromne pieniądze wydane przez rząd na ochronę miejsc pracy po pierwszej fali pandemii. Nie będzie ani pieniędzy, ani miejsc pracy. Ale firmy nadal zmuszane do utrzymania zatrudnienia zbankrutują. Miejsc pracy i tak nie będzie, co gorsza, trudniej je będzie szybko odtworzyć, gdy i firm nie będzie – odpowiadają na to zwolennicy nowego rządowego pomysłu.
Rząd o tym najwyraźniej wiosną nie myślał. Nie brał tego pod uwagę. A dziś prostego rozwiązania chyba nie ma. Zostaje liczyć na zdrowy rozsądek firm. Wiele stara się za wszelką cenę utrzymać pracowników, bo zainwestowały w ich wyszkolenie, rozwój i wiedzą, że zatrudnienie nowych pracowników, gdy pandemia się już przewali, pochłonie pieniądze i czas.