Co jest gorsze od drogiej energii elektrycznej? To proste: brak energii elektrycznej. Droga energia szkodzi rozwojowi gospodarki, osłabia jej konkurencyjność, hamuje pościg za światową konkurencją. Premier Donald Tusk, przynajmniej tak się wydaje, świetnie to rozumie.
Wysokie ceny energii skazują na porażkę
Jest na to dowód: właśnie temu problemowi poświęcił najwięcej czasu po europejskim szczycie w Budapeszcie. „Nie dość, że Europa ma energię średnio dwa i pół razy droższą niż Stany Zjednoczone, to my (czyli Polska – dopisek redakcji) jesteśmy, niestety, w czołówce cen energii”. Jak tu można mówić o konkurencyjności naszej gospodarki? – logicznie podsumowuje pan premier. Tak, to niezwykle trafna obserwacja. Możliwe nawet, że w ślad za nią pójdzie refleksja o potrzebie jakichś systemowych zmian w Unii. Na przykład opóźnienia wejścia w życie systemu ETS 2. To już nasza, chyba trafna, podpowiedź, skoro szef rządu publicznie twierdzi, że „niektóre założenia dotyczące emisji CO2 rozbrajają europejską gospodarkę”. Nie będzie to łatwe. Komisja Europejska może stanąć okoniem.
Czytaj więcej
Polsce grożą duże problemy z dostawą mocy do produkcji energii elektrycznej już w 2026 r. Bez jakichkolwiek działań na początku lat 30. może nam brakować blisko 9,5 GW mocy w stabilnych elektrowniach – dowiedziała się „Rzeczpospolita”.
Brak energii to więcej niż porażka
Ale jeszcze trudniejszy, już nie dla Brukseli, ale premiera i jego rządu, będzie brak energii elektrycznej, a to całkiem prawdopodobne. I to już niedługo. Według znanych nam, oficjalnych dokumentów „luka mocowa”, czyli niedobory mocy do produkcji energii elektrycznej już w 2026 roku, może wynosić 4,2 gigawata. Może to jeszcze nie dramat, ale bez intensywnego wysiłku i szybkiego wsparcia stabilnych źródeł mocy już za dziewięć–dziesięć lat może nam brakować 9,5 gigawata. A to już kwestia nie tylko cen, ale też dostępności energii. Przypomnę, że w latach 80., kiedy z energią było kiepsko, Polacy doświadczali tzw. stopni zasilania, a więc ograniczeń w dostawach prądu dla przedsiębiorstw i prywatnych konsumentów. Dziś dzieje się tak w Ukrainie, ale tam wojna. Polacy nie będą tak wyrozumiali.
Brak prądu skończy się buntem
W czym problem? Przede wszystkim w tym, że OZE są uzależnione od pogody. A gdy jej nie ma, pracować muszą stabilniejsze źródła energii. Atom lekceważymy od dekad, więc szybko nam nie pomoże. Jedyne, co może uratować kolejne rządy, to utrzymanie przy życiu elektrowni węglowych (jest szansa, że Bruksela zgodzi się na warunkowe przedłużenie ich żywotności o trzy lata) i elektrownie gazowe. Eksperci twierdzą, że obie kwestie są mocno zaniedbane. Zarówno na polu legislacyjnym, jak i inwestycyjnym. Wypada więc głośno powtórzyć: gorszy od wysokich cen energii jest jej brak. Przy drogiej energii osłabiamy szanse rozwojowe, w przypadku jej braku będziemy mieli do czynienia z buntem biznesu i zwykłych konsumentów. Buntem, który – niezależnie od jej winy – może się skończyć wywiezieniem klasy politycznej „na taczkach”. I to powinno być koszmarem sennym rządzących. Koszmarem mobilizującym do pracy.