„Gdyby skarb państwa napchał banknotów do butelek, zagrzebał je w opuszczonych szybach węglowych na dostępnej głębokości i zasypał te szyby śmieciami, a następnie pozostawił wydostanie tych banknotów (…) prywatnym przedsiębiorcom (…), bezrobocie zostałoby zlikwidowane, a w wyniku tego zarówno dochód realny społeczeństwa, jak i jego kapitał rzeczowy osiągnąłby prawdopodobnie poziom znacznie wyższy niż obecnie” – pisał Keynes.
Nie czekajmy na następny niż genueński, tylko sami zróbmy sobie powódź
Ja też pamiętam te słowa, więc mógłbym uchodzić za ekonomistę. A na chłopski rozum dorzucę ze swej strony jeszcze postulat na miarę Nagrody Nobla. Jak już skończymy odbudowę Nysy czy Kłodzka, to nie czekajmy na następny niż genueński, aż nam wilgotne powietrze znad Morza Śródziemnego przyniesie, tylko napełnijmy zbiornik w Raciborzu, a potem gwałtownie spuśćmy z niego całą wodę.
Czytaj więcej
Rząd nie pomoże wszystkim poszkodowanym w powodzi. Wiele firm będzie musiało negocjować z ubezpieczycielami.
Tylko wcześniej ewakuujmy z Wrocławia całą młodzież, a ZUS niech urządzi tam pokaz garnków i koców dla emerytów – i obieca, że będzie je wszystkim chętnym rozdawał za darmo. Wtedy nie dość, że PKB nam będzie szybciej rósł, to jeszcze poprawi się płynność Funduszu Ubezpieczeń Społecznych i ci młodzi, którzy będą pracować przy odbudowie, nie będą musieli płacić wyższych składek ubezpieczeniowych.
„Wstrętni prywaciarze” handlujący wodą za 40 zł
Powódź wykorzystują hieny. I nie chodzi o szabrowników, tylko o „wstrętnych prywaciarzy” sprzedających zgrzewkę wody „za 40 zł” – jak przeczytałem na Twitterze. Uprzejmie więc wyjaśniam, że ją można kupić właśnie dlatego, że jest za 40 zł. Jakby była nadal po 15 zł, toby jej nie było. Bo zwiększył się popyt na wodę, a zmniejszyła jej podaż – bo trudniej ją dowieźć. Więc przy zmniejszonej podaży i zwiększonym popycie cena wzrosnąć musi. Wiedział to nawet sam John Keynes.