Waldemar Karpa: Szukamy europejskiej tożsamości

Unia Europejska jest wyjątkowa i posiada wszelkie atuty, by być demiurgiem świata przyszłości. W tej „zjednoczonej w różnorodności” wspólnocie jest naturalne miejsce dla naszego kraju i jego silnej gospodarki. Zawsze przecież byliśmy w Europie.

Publikacja: 09.08.2024 04:30

Waldemar Karpa: Szukamy europejskiej tożsamości

Foto: Adobe Stock

„O Europie marzyłem zawsze…” – mówił prof. Bronisław Geremek, odbierając Nagrodę Karola Wielkiego w 1998 r. Od tego czasu Wspólnota Europejska się powiększyła, a Europejczykom przychodzi się mierzyć z coraz to większymi wyzwaniami. Wielu twierdzi, że Stary Kontynent jest w agonii, miotany kryzysem wartości i przynależności do wspólnoty europejskich narodów i że w jakimś sensie obszar ten stał się kulturalnym skansenem, biernym obserwatorem zdarzeń. Wspólna Europa to piękna, humanistyczna idea, ale i dzieło niedokończone. Dlatego warto zastanowić się, jak Europa – w obliczu zagrożeń geopolitycznych, ryzyka klimatycznego i błyskawicznego postępu technologicznego – może afirmować swoją suwerenność, siłę i jedność.

Jacques Delors zwykł mawiać: „trudno zakochać się w wielkim, wspólnym rynku…”. Co innego, gdy pojawia się pasja, przekonanie o sprawczości, o wpływie na swój własny los

Europejski Homo civicus i Homo oeconomicus

Co zatem dziś rozumiemy przez „suwerenność europejską”? Chodzi o określenie, na jakich warunkach i w jaki sposób Europa może sama decydować o sobie i swoich interesach w obszarach, które uważa za istotne dla swojej tożsamości, bezpieczeństwa i dobrobytu swoich obywateli. Owa „suwerenność” Europy nie może być abstrakcyjna i ogólna, choćby dlatego, że samo jej istnienie wynika z decyzji niepodległych państw, które przyznały instytucjom europejskim kompetencje zarządcze na podstawie porozumienia.

Jest to ważne zarówno dla wiarygodności idei „suwerennej Europy”, jak i dla jej akceptacji wśród tych, którzy pielęgnują nostalgię za dawnymi federalistycznymi aspiracjami EU lub – wręcz przeciwnie – nie akceptują ich (czego wyrazem były protesty wobec decyzji Parlamentu Europejskiego otwierającej dyskusję o reformie instytucjonalnej UE, obejmującej traktaty założycielskie).

Jednocześnie niełatwo zauważyć, że dla Polaka, Francuza czy Niemca Europa istnieje tam, gdzie jest jego interes lub pasja. Utylitarystyczne benefity pogłębionej integracji gospodarczej jest łatwo dostrzec, gorzej z pasją. Euroentuzjasta i prawdziwy mąż stanu Jacques Delors zwykł mawiać: „trudno zakochać się w wielkim, wspólnym rynku…”. Co innego, gdy pojawia się pasja, przekonanie o sprawczości, o wpływie na swój własny los. A tego chyba w Europie brakuje.

Cóż nam po tym, że instytucje Unii Europejskiej odpowiadają kanonom demokracji: mamy quasi-rząd (Komisja) kontrolowany przez Radę, Parlament, który może obalić Komisję, a nawet Trybunał Sprawiedliwości – słowem, dysponujemy wszystkimi niezbędnymi instytucjami, które jednak cierpią na deficyt demokratycznej reprezentatywności i przynależności. Europejska przestrzeń polityczna pasji raczej nie budzi, a większość Europejczyków jest przekonana, że nie ma wpływu na bieg spraw w Unii, o czym najdobitniej świadczy niska frekwencja w wyborach do Parlamentu Europejskiego.

Cele integracji gospodarczej opartej na ilościowych agregatach produkcji są nieporównywalnie łatwiejsze do osiągnięcia w praktyce niż cele integracji geopolitycznej – z natury mniej konkretne i bardziej rozmyte, w sposób naturalny zmuszające kraje do refleksji na temat poczucia przynależności, wspólnoty

Ale może właśnie w tym rzecz, aby wyzbyć się ideowych uniesień czy idyllicznych sztafaży i postawić na pragmatyzm? Spoglądając wstecz na etapy europejskiej integracji, warto przypomnieć, że porażka Europejskiej Wspólnoty Obronnej na początku lat 50. skłoniła „ojców założycieli” do rozpoczęcia – poprzez to, co stanie się w przyszłości z Unią Europejską – wielkiego dzieła pokojowego, które przybrało formę integracji geoekonomicznej, a nie geopolitycznej.

Wybór ten wynikał właśnie z pragmatycznej obserwacji: cele integracji gospodarczej opartej na ilościowych agregatach produkcji są nieporównywalnie łatwiejsze do osiągnięcia w praktyce niż cele integracji geopolitycznej – z natury mniej konkretne i bardziej rozmyte, w sposób naturalny zmuszające kraje-uczestników procesów integracyjnych do refleksji na temat poczucia przynależności, wspólnoty, percepcji potencjalnych zagrożeń i przepracowania koszmarów trudnej przeszłości. Bez wątpienia Robert Schuman miał rację, pisząc, że „Europa nie powstanie od razu ani w całości: będzie powstawała przez konkretne realizacje, tworząc najpierw rzeczywistą solidarność”.

„Konstytucja gospodarcza” powinna jasno i precyzyjnie regulować kompetencje państw i Unii w sprawach gospodarczych w świetle traktatów i standardów wynikających z ich interpretacji

Konstytucja gospodarcza UE

Skoro nie udaje się obudzić europejskiego ducha we Wspólnocie, paradoksalnie sposobem na ukończenie budowy europejskiego gmachu wydaje się być powrót do korzeni i dalsza pogłębiona integracja gospodarcza, której metody i cele mogłyby zostać zakorzenione w europejskiej konstytucji gospodarczej. Europejska tożsamość nie musi przecież oznaczać negacji narodowych odrębności, wręcz przeciwnie: dążenie do konstytucjonalizacji gospodarczej Europy może być szansą na ponowne odkrycie europejskości wśród narodów tworzących europejską wspólnotę, na obudzenie – jak mawiał angielski konstytucjonalista epoki wiktoriańskiej Albert Venn Dicey – „osobliwego uczucia”, czyli pragnienia życia razem, nie będąc jednością. Jednoczesna chęć zachowania autonomii, bez całkowitego oddzielenia się od siebie.

Czym więc owa konstytucja gospodarcza powinna być? Wyrażenie „konstytucja gospodarcza” pojawia się pod koniec XIX wieku w niemieckiej doktrynie prawnej, a użycie go wiąże się z przyjęciem konstytucji weimarskiej. Co ciekawe, koncepcja ta, o zabarwieniu neoliberalnym, przeżywa swój rozkwit właśnie w odniesieniu – mniej lub bardziej teoretycznym – do realiów Unii Europejskiej. Dwa elementy wyjaśniają tę sytuację: z jednej strony to sama dynamika procesów integracji gospodarczej, z drugiej zaś – wzrost znaczenia praktyk ponadnarodowego konstytucjonalizmu.

Europejczykom – szczególnie przedsiębiorcom – trudno odnaleźć się w gąszczu unijnych, prawnych oraz technicznych regulacji, co sprawia, że UE coraz częściej kojarzona jest z technokratycznym i oderwanym od rzeczywistości bytem

„Konstytucja gospodarcza” powinna jasno i precyzyjnie regulować kompetencje państw i Unii w sprawach gospodarczych w świetle traktatów i standardów wynikających z ich interpretacji. Warto jednocześnie zauważyć, że w pewnym sensie UE materialną konstytucję gospodarczą już posiada: przez lata pogłębiania wspólnoty gospodarczej konstrukcja europejska w dużej mierze opierała się na zdolności do tworzenia autonomicznego prawa. Z jednej strony chodziło o ustalenie określonego obszaru działania instytucji europejskich, bez bezpośredniego ingerowania w porządek konstytucyjny państw Wspólnoty; z drugiej zaś strony – o znalezienie sposobu, aby europejskie instytucje zachowały bezpośredni kontakt z obywatelami, firmami i instytucjami państw członkowskich. Najlepszym tego przekładem są działania regulacyjne Unii jako strażnika konkurencji i konsumenta.

Nietrudno jednak zauważyć, że dziś Europejczykom – szczególnie przedsiębiorcom – trudno odnaleźć się w gąszczu unijnych, prawnych oraz technicznych regulacji, co sprawia, że UE coraz częściej kojarzona jest z technokratycznym i oderwanym od rzeczywistości bytem. I chyba jest w tym sporo racji, skoro np. Europejska Zielona Taksonomia, która z założenia powinna ułatwić inwestorom rozróżnienie rzeczywiście „zielonych” projektów od tych na zielono farbowanych, to opasły, niemal 600-stronicowy dokument!

To, co w tym tekście nazywam konstytucją gospodarczą UE, to nic innego jak pomysł na uporządkowanie zewnętrznych i wewnętrznych priorytetów ekonomicznych we Wspólnocie. W takim rozumieniu powinna ona łączyć zagadnienia mikroekonomiczne (w formie konstytucji dla biznesu), kwestie konkurencyjności (a więc np. wspólnej polityki przemysłowej promującej „Made in Europe”), ochrony konsumenta oraz zagadnienia makrozarządcze, koordynacji, planowania i strategii (jak np. reforma tzw. semestru europejskiego).

Bez wątpienia w przyszłości konieczne będą głębsze zmiany, aby osiągnąć cele gospodarcze UE, a wraz z nimi wzmocnić pozycję geoekonomiczną naszego kontynentu. Być może także zestaw pryncypiów definiujących europejski ład gospodarczy w formie konstytucji gospodarczej nie jest możliwy do osiągnięcia bez modyfikacji przepisów, a nawet rewizji traktatów.

Nie roszcząc sobie prawa do rozwiązania wszystkich tych kwestii, które dotyczą prawa pierwotnego i wtórnego, orzecznictwa i w ogóle „plastyczności” prawa, uważam, że Unia Europejska jest wyjątkowa i bez wątpienia posiada wszelkie atuty, by być demiurgiem świata przyszłości. W tej wspólnocie, „zjednoczonej w różnorodności”, jest także naturalne miejsce dla naszego kraju i jego silnej gospodarki. Koniec końców zawsze byliśmy w Europie i nie zamierzamy tego zmieniać. W obliczu szaleństw i niepokojów dzisiejszego świata UE to w dalszym ciągu bezpieczna i przyjazna przystań.

O autorze

dr Waldemar Karpa

Ekonomista, kierownik Katedry Ekonomii w Akademii Leona Koźmińskiego

„O Europie marzyłem zawsze…” – mówił prof. Bronisław Geremek, odbierając Nagrodę Karola Wielkiego w 1998 r. Od tego czasu Wspólnota Europejska się powiększyła, a Europejczykom przychodzi się mierzyć z coraz to większymi wyzwaniami. Wielu twierdzi, że Stary Kontynent jest w agonii, miotany kryzysem wartości i przynależności do wspólnoty europejskich narodów i że w jakimś sensie obszar ten stał się kulturalnym skansenem, biernym obserwatorem zdarzeń. Wspólna Europa to piękna, humanistyczna idea, ale i dzieło niedokończone. Dlatego warto zastanowić się, jak Europa – w obliczu zagrożeń geopolitycznych, ryzyka klimatycznego i błyskawicznego postępu technologicznego – może afirmować swoją suwerenność, siłę i jedność.

Pozostało 92% artykułu
Opinie Ekonomiczne
Witold M. Orłowski: Gospodarka wciąż w strefie cienia
Opinie Ekonomiczne
Piotr Skwirowski: Nie czarne, ale już ciemne chmury nad kredytobiorcami
Ekonomia
Marek Ratajczak: Czy trzeba umoralnić człowieka ekonomicznego
Opinie Ekonomiczne
Krzysztof Adam Kowalczyk: Klęska władz monetarnych
Materiał Promocyjny
Klimat a portfele: Czy koszty transformacji zniechęcą Europejczyków?
Opinie Ekonomiczne
Andrzej Sławiński: Przepis na stagnację