Witold M. Orłowski: Test na niezależność NBP

Zarzuty wobec prezesa NBP to nie element walki politycznej, ale prawdziwy test zasad działania polskiego banku centralnego.

Publikacja: 28.03.2024 04:30

Witold M. Orłowski: Test na niezależność NBP

Foto: Bloomberg

Od lat jestem pod głębokim wrażeniem strategii komunikacyjnej Narodowego Banku Polskiego. Choć prezes zażarcie broni się przed ujawnieniem, ile płaci (z naszych pieniędzy) swym wybitnym specom od reklamy i PR, sądzę, że ich pomysłowość i najwyższy profesjonalizm warte są każdego płaconego im złotego. Ekonomiści uznają, że komunikacja banku centralnego ma kluczowe znaczenie dla jego wiarygodności, a zatem dla skuteczności polityki pieniężnej. Kiedy nie wystarczą same wirtuozerskie występy samego prezesa, trzeba sięgnąć i po inne środki.

Obecna nowość polega na tym, że prezes NBP komunikuje się z premierem za pomocą listów, awizowanych nie na poczcie, ale w „Financial Timesie”. Może to się nie podobać prezydentowi, który już dawno stwierdził, że nie wolno rozmawiać o polskich sprawach „w jakichś obcych językach”, ale trudno, list ma rozwiązać poważny spór pomiędzy instytucjami państwa.

Większym problemem jest to, że list może do adresata nie dotrzeć (zwłaszcza niewysłany). Można oczywiście treść listu wydrukować na bannerze na fasadzie budynku NBP (tak jak poprzednio, kiedy to przekonano rynek, że polityka NBP jest doskonała, a każdy, kto mówi inaczej, jest agentem Kremla). Ale premier nadal może się wykręcić, twierdząc, że nie był na placu Powstańców Warszawy.

Podrzuciłbym więc nowy pomysł: a może wysłać nad siedzibę rządu samolot ciągnący banner z listem? Albo umieścić go na bandzie stadionu, w czasie meczu reprezentacji? Tu się premier łatwo nie wykręci, bo wszyscy wiedzą, że ogląda mecze.

Kontakt premiera z prezesem jest jednak naprawdę ważny, bo w końcu po raz pierwszy w historii szefowi NBP grozi Trybunał Stanu. Muszę przyznać, że samo sformułowanie wniosku mnie nie zachwyca – pomieszano w nim dwa fundamentalne zarzuty konstytucyjne z szeregiem zarzutów relatywnie mało istotnych (takich, którymi, jeśli są uzasadnione, po prostu powinien zająć się prokurator, np. tym, czy prezes miał prawo wypłacić sobie premie).

Pierwszy fundamentalny zarzut, dość łatwy do udowodnienia, dotyczy zabronionego przez konstytucję sfinansowania przez NBP deficytu budżetowego w czasie kryzysu pandemicznego. Prezes będzie się jednak mógł bronić, wskazując na nadzwyczajne okoliczności i podobne działania podjęte w tym czasie przez liczne banki centralne na świecie.

Teoretycznie nie zwalnia to go wcale z odpowiedzialności, ale… stającemu przed Trybunałem Norymberskim admirałowi Dönitzowi zarzucono nie tylko zbrodnie wojenne popełnione przez podległą mu flotę U-bootów, zatapiającą bez ostrzeżenia alianckie i neutralne statki handlowe, ale też wydany przez niego zakaz ratowania rozbitków. A jednak Dönitz uniknął odpowiedzialności, bo cytowany przez obronę admirał Nimitz potwierdził, że amerykańskie okręty podwodne robiły na Pacyfiku to samo (choć Niemcy zaczęli pierwsi). Tak więc mimo oczywistych dowodów argument prezesa może być trudny do podważenia.

Natomiast zarzut niepodważalny to złamanie zarówno konstytucji, jak składanej przez prezesa NBP przysięgi dotyczącej jego apolityczności na tym stanowisku. Tyle że jest to zarzut niełatwy do udowodnienia, bo przecież prezes formalnie do żadnej partii od dawna nie należy. Wszyscy pamiętamy jego publiczne wypowiedzi i wywiady jednoznacznie wspierające politykę rządu PiS. Pamiętamy straszenie konsekwencjami przejęcia władzy przez opozycję. Pamiętamy „robocze wizyty” na Nowogrodzkiej. Pamiętamy tabuny polityków PiS zatrudnianych na różnych stanowiskach w NBP, choć niekoniecznie da się to wytłumaczyć ich kwalifikacjami. Pytanie, czy prawnicy uznają te wspomnienia za dowody?

Wyrok Trybunału, gdyby doszło do rozprawy, nie byłby oceną działań jednego prezesa. Byłby rozstrzygnięciem fundamentalnego problemu, na czym powinna polegać niezależność NBP.

Od lat jestem pod głębokim wrażeniem strategii komunikacyjnej Narodowego Banku Polskiego. Choć prezes zażarcie broni się przed ujawnieniem, ile płaci (z naszych pieniędzy) swym wybitnym specom od reklamy i PR, sądzę, że ich pomysłowość i najwyższy profesjonalizm warte są każdego płaconego im złotego. Ekonomiści uznają, że komunikacja banku centralnego ma kluczowe znaczenie dla jego wiarygodności, a zatem dla skuteczności polityki pieniężnej. Kiedy nie wystarczą same wirtuozerskie występy samego prezesa, trzeba sięgnąć i po inne środki.

Pozostało 85% artykułu
Opinie Ekonomiczne
Witold M. Orłowski: Gospodarka wciąż w strefie cienia
Opinie Ekonomiczne
Piotr Skwirowski: Nie czarne, ale już ciemne chmury nad kredytobiorcami
Ekonomia
Marek Ratajczak: Czy trzeba umoralnić człowieka ekonomicznego
Opinie Ekonomiczne
Krzysztof Adam Kowalczyk: Klęska władz monetarnych
Materiał Promocyjny
Klimat a portfele: Czy koszty transformacji zniechęcą Europejczyków?
Opinie Ekonomiczne
Andrzej Sławiński: Przepis na stagnację