Bitcoin, najbardziej znana na świecie kryptowaluta, bije właśnie historyczne rekordy. Za sprawą rzeszy entuzjastów, zwłaszcza wśród młodych osób, wartość jednego to już niemal 19 tys. dol. Dla przypomnienia: jeszcze pięć lat temu bitcoin kosztował mniej niż 1 tys. dol.
W „Rzeczpospolitej" piszemy dzisiaj o innym, równie rozgrzanym – rynku nieruchomości. W październiku polskie banki pomimo pandemii udzieliły kredytów hipotecznych o wartości aż 5,7 mld zł. To o 13 proc. więcej niż we wrześniu i aż o 19 proc. więcej niż rok temu. Tu też notujemy nowy, historyczny rekord. Ceny mieszkań w największych miastach wciąż pną się w górę i niewiele wskazuje – przynajmniej według deweloperów – na bliski koniec dobrej passy.
Szalona hossa to dziś wspólny mianownik bitcoina i mieszkań, ale niejedyny. W czasie ekstremalnie niskich stóp procentowych i drukowania pieniędzy przez rządy czy banki centralne kupujący nie mają wielu innych tak zyskownych możliwości inwestycyjnych. Z drugiej strony wiele osób szuka sposobu na ratowanie oszczędności przed obecną i przyszłą inflacją, która w błyskawicznym tempie zjada siłę nabywczą złotego. I tak młodsi kupują modną wirtualną walutę, którą można się pochwalić w telefonie, starsi – bardziej namacalne aktywa.
Kolejne rekordy powinny być jednak postrzegane jako sygnały ostrzegawcze. Doświadczeni finansiści przytoczyliby popularne powiedzenie, że od teraz z każdym dniem i miesiącem przybliżamy się do końca tego, jak się wydaje, szaleństwa. Konsekwencje będą prawdopodobnie opłakane.
Bitcoin to inwestycja niematerialna, dająca dzisiaj zaledwie zapis w komputerze, którym wciąż nie można płacić powszechnie w sklepach. Do tego dochodzą liczne ryzyka technologiczne. Kupujący tę czy inną kryptowalutę powinni być świadomi, że biorą na siebie ogromne ryzyko, a w przypadku czarnego scenariusza zostaną jedynie z niechcianym wspomnieniem.