Bruksela szykuje się do przyjęcia regulacji, które mają chronić prawa pracowników wykonujących zlecenia w ramach platform cyfrowych, np. kurierów czy kierowców, prawników, informatyków czy nawet niań. Takich osób, które formalnie nie są pracownikami, jest obecnie w UE ponad 28 mln i wymykają się regulacjom. Próbuje się ich okiełznać i umiejscowić jakoś w strukturach gospodarki, jak kiedyś tzw. ludzi luźnych, zwanych też wałęsami, hultajami czy ludźmi swawolnymi, którzy od późnego średniowiecza po koniec XVIII w. krążyli po wsiach czy miastach, imając się różnych zajęć, na jakie akurat był popyt, nie pasując do struktury stanowej. Co jakiś czas próbowano ich „uregulować”, za każdym razem bezskutecznie.

Tzw. giggersi (od gig economy – ekonomii pracy dorywczej) też są solą w oku każdej władzy czy związków zawodowych, także dlatego, że to w dużym stopniu cudzoziemcy, ich zdaniem „odbierający pracę miejscowym”. Ale mimo różnych zapowiedzi ich działalność w większości krajów nie została dotąd uregulowana. Dlaczego? Władze nie bardzo wiedzą, jak się do tego zabrać, nie chcą też konfliktu z USA, skąd pochodzą największe platformy. Poza tym giggersi są napędem wielu nowoczesnych dziedzin gospodarki, poprawiają jej elastyczność oraz świadczą tanie i potrzebne usługi.

Owszem, są często w upośledzonej pozycji wobec platform (które w razie problemów nieraz umywają ręce, twierdząc, że one są tylko pośrednikami, a nie pracodawcami), część pewnie wolałaby etat, a już na pewno wszyscy wyższe zarobki. Jednak zmuszenie giggersów do przyjęcia rozwiązań zbliżonych do pracy na etacie, jak płaca minimalna czy uregulowany czas pracy, uderzy w opłacalność wielu usług. Jeśli Bruksela pójdzie za daleko, wyświadczy im niedźwiedzią przysługę. Nawet jeśli szacunki zainteresowanych platform, jak Ubera, mówiące o 70-proc. redukcji liczby kurierów czy kierowców oraz radykalnym skoku cen usług, są przesadzone.

Jeszcze gorsze mogą być straty dla samej Europy, która od lat przegrywa gospodarczy i technologiczny wyścig z USA i Chinami, m.in. przez swoje ciągotki do regulowania biznesu czy rynku pracy. Efekty widać po liczbie start-upów, fabryk mikroprocesorów czy innowacji opartych na sztucznej inteligencji. W tej ostatniej UE nie ma za bardzo się czym pochwalić poza tym, że jako pierwsza na świecie zaczęła ją regulować.