Nie pamiętam już, kiedy pierwszy raz usłyszałem od polityków zapowiedź likwidacji Kasy Rolniczego Ubezpieczenia Społecznego. Pewnie to było ponad 20 lat temu. Chodziło o to, że rolnicze emerytury, choć niskie, wypłacane są w zamian za bardzo niskie składki. Daleko niższe od tych, które co miesiąc do kasy ZUS wpłacają zwykli pracownicy, których emerytury w większości też są raczej skromne. Składki zebrane od rolników nijak nie wystarczają na pokrycie wypłacanych im emerytur. W większości pokrywa je budżet państwa, czyli podatnicy, w tym zwykli pracownicy.
Ale takich uprzywilejowanych grup emerytów jest więcej. To przede wszystkim ci, którzy dostają emerytury mundurowe, ale też te dla sędziów i prokuratorów. Te w ogóle nie są oskładkowane i w całości wypłacane są z budżetu państwa. W sumie uprzywilejowane emerytury i renty mają w tym roku kosztować podatników 45,4 mld zł, o 4 mld zł więcej niż w zeszłym roku. Budżet dokłada się też do zwykłych emerytur, tych z ZUS, ale w mniejszej części, bo stopień pokrycia wydatków na ten cel składkami znacząco przekracza 80 proc. Pomagają cudzoziemcy, przede wszystkim Ukraińcy, którzy podejmują w Polsce legalną pracę i płacą składki na ubezpieczenie emerytalno-rentowe.
Czytaj więcej
45,4 mld zł wynosi dotacja budżetowa na emerytury i renty rolników, służb mundurowych oraz sędziów i prokuratorów.
Nie powinno to jednak zamazywać ogólnej sytuacji systemu emerytalnego w Polsce. A ta nie rysuje się w kolorowych barwach, przede wszystkim za sprawą demografii. Społeczeństwo szybko się starzeje, a to oznacza, że coraz mniejsza grupa osób zawodowo czynnych pracuje na coraz większą grupę emerytów. To sprawia, że emerytury z ZUS będą coraz niższe. Możliwe, że potrzebne będą zmiany systemu, w tym być może ograniczenie przywilejów, choć to, zwłaszcza w odniesieniu do rolników, trudno sobie wyobrazić z powodów politycznych. Potrzebą chwili jest więc w tej sytuacji dodatkowe oszczędzanie samemu na czas po zakończeniu pracy zawodowej. Kto może, powinien gromadzić kapitał.