Gdy nad ranem 24 lutego 2022 r. Władimir Władimirowicz Putin kierował swoją armię na Kijów, marzyła mu się powtórka ze stłumienia Praskiej Wiosny w 1968 r.: szybki desant, opanowanie stolicy, pojmanie kierownictwa kraju i zastąpienie go marionetkami, które – jak Gustáv Husák w Czechosłowacji – pod osłoną rosyjskich czołgów spacyfikują nastroje Ukraińców. Nie brał nawet pod uwagę, że właśnie dokonuje gospodarczego samobójstwa. I odcina Rosję od Europy, strategicznego dla niej rynku z 450 mln konsumentów.
Moskwa definitywne przestaje być głównym dostawcą surowców energetycznych do Unii. Fiaskiem okazała się polityka zakładająca, że silne powiązania gospodarcze z rosyjskim niedźwiedziem ucywilizują go i nie będzie kąsał ręki, która go karmi. To był miraż, kosztowny zwłaszcza dla Niemców, którzy na tanim gazie z Syberii, uzupełniającym odnawialne źródła energii, zbudowali strategię swojej gospodarki.
Kosztem tej pomyłki jest wystrzał inflacji na miarę lat 70., kiedy wojna na Bliskim Wschodzie i rewolucja irańska doprowadziły do kryzysu naftowego. Walka z nadmiernym wzrostem cen była wówczas długa i bolesna. Teraz też będzie.
Europa już wycofuje się ze strategicznej pomyłki co do źródeł energii i jeszcze bardziej przyspiesza rewolucję energetyczną opartą na źródłach nieemisyjnych. Także w motoryzacji, zakazując od 2035 r. sprzedaży aut spalinowych. Robi to dla własnego bezpieczeństwa, bo Bóg popełnił wielki błąd, obdarzając w gaz i ropę na świecie głównie autorytarne satrapie (USA i Norwegia to wyjątek), a demokracjom, wyznaczając rolę konsumentów dojonych z setek miliardów dolarów rocznie przez osobników niewiele lepszych od Putina.
Wojna przyspieszyła reorientację powiązań handlowych na świecie. Oznacza koniec globalizacji takiej, jaką znamy. Po pandemii zachodnie firmy mają kolejny argument, by produkcję lokować na własnym podwórku. Zwłaszcza że agresywne działania Chin wobec kluczowego dla światowej gospodarki i IT Tajwanu grożą powtórką z Ukrainy na Dalekim Wschodzie. Przeniesienie produkcji z taniej Azji oznacza, że generalnie będzie drożej, a wobec zapaści demograficznej i braku rąk do pracy ostro przyspieszy robotyzacja. Nawet gdy wojna w Ukrainie się skończy, kraje Europy i Ameryka wydawać będą dużo więcej na zbrojenia. Będą zamówienia dla części przemysłu, ale oznaczać to będzie również brak „pokojowej” dywidendy, jaka od upadku ZSRR pozwalała Europejczykom wydawać więcej na zaspokojenie innych potrzeb.