Pozbycie się rywali – także potencjalnych – to stare marzenie wszystkich zarządzających wielkimi firmami państwowymi. Gdy Orlenowi udało się połknąć mieszającego mu szyki konkurenta z Pomorza, szefowie innych firm odebrali to jako sygnał, że już można. Wojciech Dąbrowski, prezes Polskiej Grupy Energetycznej, przedstawił w Polskim Radiu ideę wielkiej konsolidacji państwowej energetyki. Największy w tej branży krajowy kolos chciałby połączyć się z osadzonym na Śląsku Tauronem i wielkopolską Eneą. Co prawda minister aktywów państwowych potem oświadczył, że wcale żadnego planu konsolidacji nie ma, a wypowiedź Dąbrowskiego jest jego prywatnym poglądem, niemniej pomysł budowy kolejnego czebola został zgłoszony. A nie sądzę, by prezes PGE wyrwał się przed szereg bez błogosławieństwa kogoś wysoko w rządzie.
Czytaj więcej
Czy po fuzji w branży paliwowej czeka nas kolejna – połączenie koncernów elektroenergetycznych? Wicepremier Jacek Sasin zaprzecza. Ale według innych źródeł taka opcja jest na stole.
Do fuzji miałoby dojść po tym, jak cała trójka pozbyłaby się ciążących jej kamieniem młyńskim u szyi aktywów węglowych. W 2023 r. ma je przejąć tworzona właśnie Narodowa Agencja Bezpieczeństwa Energetycznego, a wtedy – jak ujął to Dąbrowski – zostanie owej trójce „tylko i aż dystrybucja, OZE, także ciepłownictwo”.
Dystrybucja to sieci energetyczne, które dają tym firmom dostęp do każdego gospodarstwa domowego i każdej firmy na terenie działania każdej z nich. Mają one u siebie naturalny monopol na sieci, ale już jako sprzedawcy energii muszą rywalizować z innymi. Choć jedynie teoretycznie, bo od kiedy w 2007 r. dano ludziom możliwość zmiany sprzedawcy prądu, zrobiły to tylko 733 tys. na 15,5 mln odbiorców w gospodarstwach domowych. Z dobrodziejstw rynku przez 15 lat skorzystał więc tylko jeden na 20 klientów! Gros odbiorców trzyma się lokalnych monopolistów. Wielka fuzja trzech państwowych grup energetycznych, które faktycznie ze sobą nie konkurują (choć mogłyby), zabetonowałaby ten stan na zawsze, odwracając 30-letni proces walki o konkurencję.
Ambicje konsolidacyjne sięgają zresztą dalej niż energetyka czy sektor paliw. Tylko czekać, aż ktoś otwarcie zgłosi pomysł połączenia firm w sektorze finansowym, gdzie aż 46,2 proc. aktywów należy do banków kontrolowanych przez Skarb Państwa. Byłaby to bardzo zła sytuacja, bo gdyby zrealizował się także plan szefa PGE, kluczowymi dla całej gospodarki sektorami – od energetyki po banki – rządziłyby państwowe monopole, wyciskając krocie z kieszeni klientów.