Pandemia wywróciła plany rozwojowe wielu firm i całych branż, podobnie stało się z planami samorządów. Wiosenne zamknięcie gospodarki w połączeniu z częściowymi obostrzeniami wprowadzonymi jesienią mocno zachwiały samorządowymi finansami.
Rząd długo nie chciał tego zauważyć, ale w końcu – latem – ruszył Fundusz Inwestycji Lokalnych, z którego czerpać miały lokalne władze jak Polska długa i szeroka. I rzeczywiście, z pierwszej transzy, w której do wzięcia było 6 mld zł, skorzystała proporcjonalnie każda gmina w kraju. O podziale decydował bezduszny algorytm, nikt nie mógł powiedzieć, że został skrzywdzony.
Schody zaczęły się w czasie drugiego naboru, gdzie dotacje przyznawano na konkretne inwestycje wybrane w formie konkursu. Na długo przed ogłoszeniem wyników słychać było, że decyzje będą polityczne, a pieniądze zostaną wykorzystane przez partię rządzącą do nagradzania lojalnych i karania reszty. O ile nastrój przed ogłoszeniem wyników można nazwać niepokojem, o tyle po ich rozstrzygnięciu rozpętała się prawdziwa burza.
Prezydenci, szczególnie dużych miast, na wyścigi zaczęli ogłaszać, że żadna z metropolii nie dostała ani złotówki (nieprawda), że pieniądze popłynęły wyłącznie tam, gdzie rządzą włodarze kojarzeni z PiS (nieprawda) albo wręcz wyłącznie tacy, którzy podpisali porozumienie programowe z tą partią (znowu nieprawda). Prawdą jest jednak, że ponad 4,3 mld zł, które do tej pory podzielono, ominęło miasta rządzone przez prezydentów najmocniej krytykujących rząd. Nawet pobieżna analiza listy beneficjentów pozwala wyciągnąć wniosek, że miasta i regiony tradycyjnie niegłosujące na PiS otrzymały mniejsze wsparcie.
A najważniejsze jest to, że nie wiadomo, dlaczego tak się stało. I to wymowne milczenie przedstawicieli Kancelarii Premiera podsyca i uprawdopodobnia wszystkie teorie o upolitycznieniu podziału dotacji. Nie wystarczy nazwać zarzutów rozżalonych samorządowców „kompletnym absurdem", co łaskaw był ostatnio uczynić minister w KPRM Łukasz Schreiber. I chociaż dodał, że nie dzielił tych środków, nie był nawet „w komisji, która je dzieliła", to nie podzielił się już wiedzą, kto w tej komisji zasiadał. Ani jakimi kierowano się kryteriami.