Azoty, jeden z liderów polskiego sektora chemicznego, znacznie ograniczyły działanie części swoich instalacji. Za nimi poszedł Anwil z Grupy Orlen i wstrzymał produkcję nawozów. Powód: gigantyczny skok cen gazu na rynku europejskim – z 87 euro 13 czerwca do aż 276 euro za megawatogodzinę obecnie. Ceny wystrzeliły, bo Rosjanie, którzy już i tak ograniczyli dostawy gazu rurociągiem Nord Stream 1, zamierzają je z końcem sierpnia zawiesić – oficjalnie tylko na trzy dni konserwacji. Rynek jest nerwowy, bo nie ma gwarancji, że je wznowią. Moskwa używa gazu jako swego rodzaju broni i może wzmóc naciski na gromadzącą na zimę zapasy gazu Europę w celu osłabienia jej poparcia dla broniącej się przed rosyjską agresją Ukrainy.
Czytaj więcej
Wysokie ceny surowca szczególnie mocno biją w Azoty. Zużycie gazu muszą zmniejszać Orlen i KGHM. Cierpi też wiele innych firm, m.in. z branż stalowej, szklarskiej i papierniczej.
Obie firmy najwyraźniej chcą przeczekać wystrzał cenowy w nadziei, że notowania gazu wkrótce się uspokoją. Zresztą trudno by im było przerzucić w pełni wzrost kosztów na odbiorców swoich surowców. Już i tak zmagają się z barierą popytu i coraz trudniej przerzucać im wyższe koszty na umęczonych wysoką inflacją konsumentów. Z kolei wyższe ceny nawozów grożą pogorszeniem nastrojów na wsi, o której głosy polityczni nadzorcy państwowego koncernu konkurują z PSL i Agrounią.
Wstrzymanie przez Azoty produkcji dotyczy nie tylko nawozów, ale także innych substancji, które – jak choćby poliamidy – używane są do produkcji wielu rzeczy, np. akcesoriów meblowych, kół zębatych, sprzętu sportowego itp., itd. A przecież to niejedyna firma używająca gazu jako surowca czy paliwa. Jego wysokie ceny to ból głowy dla hut szkła, producentów szyb, ceramiki, ale też zakładów spożywczych (piekarnie!) oraz ciepłownictwa. Jeśli zaostrzona sytuacja z cenami gazu będzie się utrzymywać przez kolejne miesiące, wszystkie te branże ucierpią, przyczyniając się do ostrzejszego hamowania polskiej gospodarki.
Niepewność i stan permanentnego kryzysu energetycznego towarzyszyć nam będą przynajmniej do końca zimy, bo Kreml już wie, że jego „broń gazowa” jest skuteczna. Nie musi wysyłać w kierunku Europy rakiet Kindżał czy Iskander, by siać strach dezorganizujący nasze życie gospodarcze. Skoro „remont” turbiny w jednym gazociągu powoduje taki wstrząs, to co będzie, gdy w styczniu czy lutym na pomoc Moskwie z pełnym impetem ruszy jej tradycyjny sojusznik – generał mróz? Pierwszy atak – psychologiczny – już przypuścił, mimo że lato w pełni. I, niestety, próba generalna mu się udała.