Nadwiślańską tradycją stało się podpisywanie z niesłychanym zadęciem nawet skromnych kontraktów zbrojeniowych. Po prostu – umów jest zawieranych na tyle mało, że prawie każdej pojawiającej się od czasu do czasu uroczystości trzeba nadać państwowy charakter. Stan uzbrojenia i nasycenia technologiami polskich sił zbrojnych nie jest, delikatnie mówiąc, najlepszy. I to w sytuacji, gdy tuż za granicą toczy się wojna, która po raz kolejny w dziejach pokazuje, jak bardzo – oprócz bohaterstwa i poświęcenia żołnierzy – liczy się sprzęt. Ukraińcom nie brakuje wojska, oni apelują do świata o dostawy uzbrojenia.
Tymczasem u nas udało się doprowadzić do sytuacji, że system obrony przeciwlotniczej, podstawa działań obronnych, jest gorszy od ukraińskiego z początku wojny. Owszem, od lat trwają prace, pojawiają się coraz to nowe analizy i koncepcje, zakupiono nawet niewielką liczbę patriotów w ramach programu „Wisła”. Ale systemu obrony z prawdziwego zdarzenia brak i nie wiadomo, kiedy powstanie.
Czytaj więcej
Reforma zakładająca budowę 300-tys. armii, wyposażonej w pięść pancerną z czołgami Abrams i antybalistyczne zestawy Patriot, a do tego wyrzutnie HIMARS z dalekosiężnymi pociskami, to na razie tylko obietnica większego bezpieczeństwa Rzeczypospolitej.
Ogniskują się tutaj podstawowe i znane od lat grzechy polityki modernizacji polskiej armii. Najważniejszym hamulcowym niekoniecznie są finanse, ale raczej brak: determinacji, decyzyjności i ciągłości. Ekipa każdego kolejnego ministra obrony jest w stanie podważyć każdą decyzję poprzednika. A przecież programy zbrojeniowe i modernizacyjne zajmują niekiedy dziesiątki lat. I odnoszą sukces wtedy, gdy są konsekwentnie realizowane na podstawie raz podjętej decyzji.
W Polsce tego nie ma, nie wykształcił się żaden dobry obyczaj dotyczący modernizacji sił zbrojnych. Nie wiadomo, jaka ma być rola państwowego – i spychanego przez ostatnie lata na boczny tor prywatnego – przemysłu obronnego. Nie wiadomo, jaką rolę mają odgrywać międzynarodowe koncerny zbrojeniowe. Ale co najważniejsze – nie całkiem wiadomo, jakie są priorytety ekipy rządzącej dotyczące modernizacji armii, bo ta co i rusz zaskakuje swoimi decyzjami. Trochę zbyt dużo tych znaków zapytania, gdy ma się wojnę tuż za granicą.