Czterdzieści lat minęło jak jeden dzień. Już bliżej jest niż dalej, o tym wiesz. Czterdzieści lat minęło, odeszło w cień. I nigdy już nie wróci, rób, co chcesz". Tak, drogi przyszły emerycie, to już o tobie może być ta piosenka Andrzeja Rosiewicza z serialu wszech czasów. W końcu emerytura stażowa, czyli uzależniona od czasu pracy, a nie wieku, może obowiązywać już po 40 latach pracy mężczyzn i 35 kobiet. Tak ustalili podczas poprzedniej kampanii prezydenckiej prezydent Andrzej Duda i szef „S" Piotr Duda. Teraz do sprawy wrócili, opowiadając w ostatnich dniach o tym na prawo i lewo. Prezydent zdradził, że prowadzi już w tej sprawie konsultacje z prezes ZUS. Zastanawiające jest to obecne wzmożenie, bo do wyborów jeszcze sporo czasu, ale być może głowa państwa myśli już długofalowo, a potencjalnie zainteresowanych emeryturami stażowymi osób jest znacznie więcej niż samych emerytów.
Problem w tym, że z takim rozwiązaniem zaczyna być prezydentowi nie po drodze z Nowogrodzką. Choć to tutaj przecież powstała idea cofnięcia reformy Donalda Tuska podnoszącej wiek emerytalny do 67 lat, to – jak widać – natury nie da się oszukać i świadomość tego faktu przebija się w PiS. Co prawda pandemia koronawirusa przyniosła dramatyczne skutki i cofnęła nas pod względem długości życia, ale długoterminowo trend jest nie do zatrzymania. Żyjemy coraz dłużej i jakiekolwiek skracanie okresu aktywności zawodowej obciąża coraz bardziej państwo, a obywateli skazuje na głodowe świadczenia.
Do tego dochodzi inny palący problem – brak rąk do pracy, któremu nie jest już w stanie zaradzić nawet napływ miliona Ukraińców. Tymczasem dotychczasowe manipulowanie przy emeryturach sprowadzało się do lekkomyślnego wypychania ludzi z rynku pracy. To absurd, kiedy Polacy pracują przeciętnie 33,6 roku, podczas gdy w Niemczech okres życia zawodowego to średnio 39,1 roku, a na Islandii nawet 44,9 roku.
Dlatego choć mówiło się nieoficjalnie, że emerytury stażowe będą elementem Nowego Ładu PiS, sprawa ucichła, a w wysłanym właśnie do Brukseli Wieloletnim Planie Finansowym Państwa na lata 2021–2024, a także w Krajowym Planie Odbudowy rząd jasno przyznaje, że jednym z najważniejszych problemów jest właśnie niski wiek emerytalny. Szykuje więc zachęty podatkowe do dłuższej pracy, szkolenia, akcje promocyjne. Może nie są to posunięcia radykalne, ale wyraźnie widać, że chce rozwiązać problem, który sam stworzył. Podpalił dom, a teraz przybiega z sikawką.
Co w tej sytuacji zrobi prezydent? Pomoże gasić, czy doleje trochę benzyny, zwiększając całe to polskie emerytalne zamieszanie?