Nie można przejść nad Polskim Ładem do porządku dziennego, tym bardziej że choć to dokument partyjny, ma on aspiracje przełomowego programu państwowego. Jego dobre cechy to dalekosiężność i wielostronność, ale to za mało, by nadać mu symptomy strategicznego planu rozwoju społeczno-gospodarczego.
Pomimo bowiem bogactwa wątków nie jest on kompleksowy, a to niezbywalny atrybut każdej dobrej strategii. W długiej, dekadowej bez mała perspektywie czasowej pomija się ważne uwarunkowania oraz środki i cele polityki rozwojowej. Największą wszak wadą Polskiego Ładu jest to, że jest to zapis zgoła populistyczny, koncentrujący się bardziej na podziale dochodu narodowego niż na jego wytwarzaniu.
To swoisty manifest populistyczny, który sięga głównie do dotacji i ulg, które jakoby mają być najlepszym instrumentem realizacji ambitnych, wciąż mnożonych celów, lecz nie wgłębia się w ekonomiczne i polityczne sprzeczności interesów, które trzeba nieustannie przezwyciężać. Trochę paradoksalne jest to, że prawicowym partiom z właściwym im eurosceptycyzmem w finansowaniu populistycznego programu pomagać mają znaczne środki z Unii Europejskiej, które władze lubią brać bez żadnych skrupułów.
Kolorowe obrazki
Tak, trzeba troszczyć się o harmonię w rozwoju, o dynamiczną równowagę, ale nie można ulegać iluzji, że udać się to może bezkonfliktowo. Tak, ambitne cele trzeba mieć, ale muszą one być osadzone pragmatycznie. Tak, warto być optymistą, ale w polityce trzeba być przede wszystkim realistą. Niestety, Polski Ład w odniesieniu do wielu spraw nie grzeszy ani pragmatyzmem, ani realizmem. Co więcej, niektóre zasadnicze dla przyszłości kwestie w ogóle pomija. Widmo krąży nad Polską – widmo populizmu.
Na pięknie ilustrowanych stronach Polskiego Ładu sporo jest o tym, co będzie lepsze i nowe, odmienne i inne, czego złego będzie mniej, a dobrego więcej. I słusznie. Nic natomiast nie ma w Ładzie w sprawie konieczności obrony konsumenta. Ba, w ogóle nie ma takiego słowa w całym obszernym dokumencie. Sama, skądinąd słuszna, troska o uczciwą konkurencję nie starcza. Ale czy temu ma służyć „polonizacja przetargów publicznych", a więc w istocie eliminowanie z góry zagranicznych firm, nawet jeśli potrafią lepiej, szybciej, taniej?