Monitoring Otodom Analytics wykazał duży skok rezerwacji mieszkań w kwietniu w siedmiu największych aglomeracjach, szczególnie w Warszawie. Czy zauważyliście to w swoich statystykach?
Nie zanotowaliśmy wzrostu rezerwacji, obserwujemy za to, że spora część klientów wstrzymuje się z decyzją zakupową, czekając na bardziej szczegółowe informacje w sprawie programu „Na start”. Nie wprowadziliśmy, jak niektórzy deweloperzy, rezerwacji długoterminowych. Popyt ze strony konsumentów, którzy nie będą beneficjentami kredytu ze wsparciem ze strony państwa, jest na zadowalającym poziomie i uważamy, że blokowanie mieszkań pod coś, co jest przyszłe i niepewne, byłoby błędem.
W 2023 r. sprzedaliście 661 mieszkań, o 219 proc. więcej niż rok wcześniej. W I kwartale br. – 144 lokale. Czego spodziewacie się w całym 2024 r.? Jaki będzie wpływ „Mieszkania na start” na rynek?
Nastawiamy się na wzrost sprzedaży w tym roku. Zakładamy, że dywersyfikacja i rozbudowa oferty przełoży się na dobre wyniki sprzedaży niezależnie od tego, czy program „Na start” wejdzie. Całkowity popyt jest dziś mniejszy niż w II połowie 2023 r., ale wciąż utrzymuje się na przyzwoitym poziomie. Uważamy wręcz, że to dobre okienko na rozpoczynanie budów, dopóki koszty wykonawstwa są stabilne. Coraz częściej słyszę, że jeśli tylko ruszą inwestycje infrastrukturalne, to koszty budowy pójdą w górę.
Szczerze mówiąc, nie uzależniamy naszych ruchów biznesowych od wdrożenia programu „Na start”. On wydaje się ukierunkowany na wsparcie rodzin wielodzietnych. Patrząc na poziom dostępnego finansowania i ceny mieszkań, ten program nie będzie determinować zakupu – będzie raczej wsparciem dla i tak zdecydowanych, poprawi zdolność kredytową. Nie spodziewałbym się więc, by ceny mieszkań miały gwałtownie wzrosnąć wraz z wejściem programu „Na start” w życie. Ceny będą raczej pochodną kosztów. Po wybuchu wojny w Ukrainie koszty poszybowały w górę, dziś są stabilne, ale na takim wysokim poziomie. Cały czas drogie i trudno dostępne są grunty – nawet jeśli będą jakieś działania państwa mające zwiększyć podaż, to nie mówimy o zasobie, który sprowadziłby ceny znów do poziomu 2 tys. zł do PUM w największych aglomeracjach. Dzisiaj takich cen nie ma, nasza ostatnia transakcja na Ursusie to ponad 3 tys. zł do PUM. Bliżej centrum stawki to 5 tys. zł.