Dane rynkowe cały czas pokazują, że deweloperzy sprzedają więcej, niż wprowadzają do ofert, ta nierównowaga podaży i popytu to jeden z powodów wzrostu cen mieszkań. Rynek zastanawia się, skąd ta ostrożność, niechęć czy też niemożność, jeśli chodzi o zwiększanie inwestycji mieszkaniowych... Jak ta kwestia wygląda z punktu widzenia rynku budowlanego?
Zacznijmy od tego, że budownictwo mieszkaniowe to wąski segment całego rynku budowlanego, mniej więcej 20 proc. W ostatnich latach mniej więcej za 60 proc. budowanych mieszkań odpowiadali deweloperzy, a za pozostałe inwestorzy indywidualni stawiający domy. Zatem segment deweloperski to mniej więcej 10 proc. polskiego rynku budowlanego. W tym segmencie dzieje się bardzo dużo. Od kwietnia, maja widzimy poprawę nastrojów i konsekwentny, choć stopniowy wzrost inwestycji uruchamianych przez deweloperów. Trzeba jednak bardzo wyraźnie podkreślić, że stan jest bardzo daleki od euforii, a firmy uruchamiają inwestycje bardzo ostrożnie.
Popyt na mieszkania pochodzi tradycyjnie z dwóch głównych źródeł. Obserwujemy obecnie ożywienie, jeśli chodzi o kredyty mieszkaniowe, co jest związane z dezinflacją, która oznacza, że nasze wynagrodzenia będą rosły prawdopodobnie w szybszym tempie, z perspektywą obniżek stóp. Mamy też program „Bezpieczny kredyt 2 proc.”, który wystartował w lipcu i w sierpniu cztery na dziesięć pożyczek na zakup lokalu pochodziły z tego źródła. Program jest jednak postrzegany na razie jako stymulator krótkoterminowy, bo nie do końca wiemy, jak będzie wyglądać jego realizacja w przyszłym roku i kolejnych latach. Deweloperzy nie mogą więc opracowywać długofalowych strategii na podstawie „Bezpiecznego kredytu 2 proc.”.
Drugie źródło popytu to ci, których stać na nowe mieszkania za gotówkę. W 2022 r. wiele osób oczekiwało głębokiego spadku cen lokali, ale kryzys w takiej formie nie przyszedł. Prognozujemy raczej, że ceny mieszkań będą dalej rosły, więc osoby, które dysponują gotówką, też ruszyły na zakupy. Mieszkania cały czas są postrzegane jako atrakcyjne aktywa inwestycyjne, pierwsza obniżka stóp tylko to wzmacnia.
Zatem silny popyt zderza się z obecnie niską podażą, co przekłada się na wzrost cen. Niepokoi to klientów, ale deweloperów bardzo cieszy. Nie widzę żadnych argumentów, które mogłyby sugerować, że tempo wzrostu cen mieszkań nie będzie szybkie także w 2024 r. W mojej ocenie to tempo może sięgnąć 20 proc. w przypadku dobrych lokali.