Felicjan Andrzejczak wrócił po latach

Perkusista Tomasz Zeliszewski opowiada, jak powstawała nowa płyta Budki Suflera, która ukazała się już po śmierci lidera grupy Romualda Lipki.

Aktualizacja: 04.01.2021 18:48 Publikacja: 04.01.2021 17:27

Perkusista Tomasz Zeliszewski, Felicjan Andrzejczak i gitarzysta Mieczysław Jurecki

Perkusista Tomasz Zeliszewski, Felicjan Andrzejczak i gitarzysta Mieczysław Jurecki

Foto: materiały prasowe

Wiosną 2019 roku zapowiadali panowie płytę z nowym wokalistą Robertem Żarczyńskim. Potem Romuald Lipko ogłosił, że walczy z nowotworem. Teraz, po jego śmierci, ukazała się płyta z Felicjanem Andrzejczakiem. Jak do tego doszło?

Płytę z Felicjanem powinniśmy nagrać już dawno. On jest częścią historii Budki Suflera. Zarejestrowaliśmy z nim przecież trzy, jakże znane, piosenki, przede wszystkim zaś w 1982 roku tę o niejakiej Jolancie, która stałą się przebojem wielopokoleniowym. Ogromnym szacunkiem cieszy się także „Czas ołowiu", a nagraliśmy też do programu telewizyjnego „Noc komety", naszą wersję piosenki enerdowskiego zespołu Eloy, również bardzo popularną. Potem nastąpiły setki wspólnych koncertów, które nas bardzo związały. Oczywiście kariera naszego zespołu wiązała się z wieloma wokalistami i wokalistkami, ale obopólny pomysł nagrania płyty z Felicjanem miał już wiele lat.

Kiedy nastąpił przełom?

Gdy graliśmy koncerty w 2019 roku, to bodaj w garderobie katowickiego Spodka rozmawialiśmy w gronie czterech starszych panów: Romek Lipko, ja, Mietek Jurecki i Felek. Chyba to ja zauważyłem, że znamy się cztery dekady, gramy razem, a nie mamy wspólnej płyty, co jest jakimś strasznym wstydem. Lobbyści nie byli potrzebni, wszyscy chcieliśmy nadrobić zaniedbanie.

Ale przecież po sukcesie „Jolki" nagraliście razem płytę, jednak nigdy się ona nie ukazała.

„Jolkę" nagraliśmy w Poznaniu na potrzeby programu telewizyjnego, powstała w studiu Polskiego Radia w Poznaniu, tak jak „Noc komety" i „Czas ołowiu". Słowa do wszystkich trzech utworów napisał Marek Dutkiewicz. Dopiero potem spotkaliśmy się ponownie w dawnym studiu Polskich Nagrań na ulicy Długiej w Warszawie. Dla naszej branży to historyczne miejsce. Tam odbyła się pierwsza sesja Czesława Niemena, tam nagrywało SBB. I my. Mówiło się o tym studiu z nabożeństwem, z powodu dobrego wyposażenia i atmosfery. W tym studiu na Długiej odbyła się więc sesja, podczas której zarejestrowaliśmy dziewięć bądź jedenaście utworów. Mieliśmy najszczerszą chęć zrobić z tego materiału płytę. Ale kiedy przesłuchaliśmy nagrania, targnięci odruchem autokrytycyzmu – wszyscy, włącznie z Felicjanem, zgodziliśmy się, że jednak tej płyty nie wydamy. Wyszły nam bowiem same „Jolki". Piosenki wydawały nam się zbyt monotematyczne, zbyt pomnikowe, dostojne, poważne.

Co się stało z tamtymi piosenkami?

Zostały przearanżowane i każda w swoim czasie z nowym tekstem zasilała nasze kolejne płyty. Jednak nie w zestawie. Ostały się porozdzielane. Jedną z nich jest tytułowa kompozycja albumu „Czas czekania, czas olśnienia". To już jednak historia. Od naszej rozmowy w czwórkę w garderobie Spodka celem było zrobienie albumu z Felicjanem Andrzejczakiem.

Czy Romuald Lipko miał jeszcze wpływ na powstanie tego albumu?

Zaczęliśmy pracę wspólnie. Jak zwykle najpierw układaliśmy program, potem powstały teksty. Na przykład piosenka „Niebo co dzień" to jest kompozycja Romka sprzed kilku lat. Inne piosenki też powstały wcześniej. Kompozytorzy tak pracują. Potem decydujące są aranżacje, o których dyskutowaliśmy, zastanawiając się nad stylistyką. Gdy płyta była w przygotowaniu, Romek poinformował mnie i Mietka Jureckiego, że badania wykazały u niego nowotwór. Pojawił się niepokój, co on skomentował następująco: „Chłopaki kochane, o jedno was tylko proszę, gdyby coś poszło źle, grajcie dalej, bo co po mnie zostanie? Tylko te piosenki". Miał wtedy obok siebie dwóch milczących facetów. Co można w takiej sytuacji powiedzieć? Jedynie: „Oczywiście, stary". Potem koncertowaliśmy, jak gdyby nigdy nic, a na tych koncertach Felek był gościem. Jeszcze później Romek trafił do szpitala, przebywał w wielu i coraz częściej. Leczył się w specjalistycznej klinice w Niemczech. W lutym stało się najgorsze. Ale odszedł, kiedy mieliśmy już płytę zaplanowaną, a także nagrane wersje demo. I nawet kiedy on nie mógł już grać, my nadal pracowaliśmy w studiu. Wieczorem albo następnego dnia rano przyjeżdżaliśmy do Romka do szpitala i prezentowaliśmy mu to, co nagraliśmy. Mówił: „To cudo", albo też zwracał uwagę, że na co innego się umawialiśmy.

Lista autorów piosenek jest imponująca: Marek Dutkiewicz, Jacek Cygan, Bogdan Olewicz, ale też dwie z nich napisał Zbigniew Hołdys.

Wybór był prosty. Poprosiliśmy o teksty samych starych kumpli. Wszyscy byli wzruszeni i nikt nie odmówił. To była przecież wyjątkowa sytuacja. Niezwykła atmosfera panowała również w studiu. W nagraniach jest zawarta szczera, niewymuszona atmosfera pracy. Powiem tak: czułem się, jakbym miał znowu 19 lat i nagrywał pierwszą płytę Budki Suflera „Cień wielkiej góry". Wtedy nic się nie liczyło, tylko muzyka. Teraz było podobnie. Poza jednym. Kończyliśmy nagrania w innym składzie, niż zaczynaliśmy. Odszedł Romek. Na szczęście została jego muzyka. Pozostawił nam wiele wspaniałych piosenek. Będziemy je grać i nagrywać, dopóki starczy sił. Takie było jego marzenie.

Wiosną 2019 roku zapowiadali panowie płytę z nowym wokalistą Robertem Żarczyńskim. Potem Romuald Lipko ogłosił, że walczy z nowotworem. Teraz, po jego śmierci, ukazała się płyta z Felicjanem Andrzejczakiem. Jak do tego doszło?

Płytę z Felicjanem powinniśmy nagrać już dawno. On jest częścią historii Budki Suflera. Zarejestrowaliśmy z nim przecież trzy, jakże znane, piosenki, przede wszystkim zaś w 1982 roku tę o niejakiej Jolancie, która stałą się przebojem wielopokoleniowym. Ogromnym szacunkiem cieszy się także „Czas ołowiu", a nagraliśmy też do programu telewizyjnego „Noc komety", naszą wersję piosenki enerdowskiego zespołu Eloy, również bardzo popularną. Potem nastąpiły setki wspólnych koncertów, które nas bardzo związały. Oczywiście kariera naszego zespołu wiązała się z wieloma wokalistami i wokalistkami, ale obopólny pomysł nagrania płyty z Felicjanem miał już wiele lat.

Pozostało 82% artykułu
Kultura
Dzieło włoskiego artysty sprzedane za 6 mln dolarów. To banan i taśma klejąca
Kultura
Startuje Festiwal Niewinni Czarodzieje: Na karuzeli życia
Kultura
„Pasja wg św. Marka” Pawła Mykietyna. Magdalena Cielecka zagra Poncjusza Piłata
Kultura
Pawilon Polski na Biennale Architektury 2025: Pokażemy projekt „Lary i penaty"
Materiał Promocyjny
Klimat a portfele: Czy koszty transformacji zniechęcą Europejczyków?
Kultura
Muzeum Historii Polski na 11 listopada: Wystawa „1025. Narodziny królestwa”