Rzeczpospolita: Właśnie ukazuje się album niemieckiej wytwórni ACT Music: Leszek Możdżer & Friends „Jazz at Berlin Philharmonic III". Co na nim znajdziemy?
Leszek Możdżer: To zapis koncertu, który odbył się w Filharmonii Berlińskiej 7 maja 2014 roku. Zaprosiłem swoich przyjaciół Larsa Danielssona i Zohara Fresco oraz jeden z najlepszych kwartetów smyczkowych, jakie znam – Atom String Quartet. Wszyscy byliśmy w bardzo dobrej formie. Szczęśliwie koncert został zarejestrowany i Sigi Loch, właściciel ACT Music, bardzo chciał to nagranie wydać. Zdawał sobie sprawę, że to świetny materiał. Chociaż niewiele jest na nim utworów premierowych, to mam nadzieję, że sprawi przyjemność tym, którzy interesują się moją muzyką. Sala Kameralna Filharmonii Berlińskiej była przepełniona, trzeba było dostawić krzesła, dużo chętnych odeszło od kas.
Kiedyś w Polsce odbywały się cykliczne koncerty „Jazz w Filharmonii", teraz raczej sporadycznie. Czy marzy się panu, żeby jazz był w tych salach częściej grany?
Najczęściej gram właśnie w filharmoniach. Tam zawsze są dobry fortepian i odpowiednia akustyka, by obcować z muzyką w komfortowych warunkach. Jazz stał się sztuką bardzo wysokiej próby, zasługuje na to, by był wykonywany na filharmonicznych estradach.
Jest pan już dyrektorem artystycznym Enter Music Festival w Poznaniu, a teraz gratuluję nominacji na dyrektora artystycznego festiwalu Jazz nad Odrą!
Nie jestem pewien, czy jest czego gratulować, to duże obciążenie psychiczne i odpowiedzialność. Wiele osób będzie zainteresowanych nawiązaniem kontaktu, ma to dobre i złe strony. Jazz nad Odrą jest potężną instytucją. To monumentalny festiwal, jeden z najstarszych w Europie. Dyrektor będzie podlegał różnorakim naciskom. Na początku rozpoznałem układ sił.
Kogo zaprosił pan osobiście do Wrocławia?
W odruchu przyjaźni zaprosiłem Larsa Danielssona i Zohara Fresco, ale nie wystąpimy razem, każdy zagra ze swoim składem. Tak się złożyło, że obaj mają nowe zespoły i są to artyści, których zawsze warto posłuchać na żywo. Zależało mi, żeby przyjechała Ewelina Serafin, młoda flecistka z Krakowa, która w tym roku wyda debiutancki album, zresztą nagrany w moim studiu. Chciałem, żeby pojawił się Wojtek Konikiewicz ze swoim projektem pokazującym szerokie spektrum awangardy polskiego jazzu. Rekomendowałem zespół The Bad Plus, należy do moich ulubionych. Z legendarnym saksofonistą Dave'em Liebmanem byłem w krótkiej trasie koncertowej i mogłem go poznać osobiście. Ma piękną duszę. Przyjadą też moi znajomi z Trójmiasta, młody zespół Quartado dopiero przebijający się na rynku. Będzie jeden z najbardziej interesujących saksofonistów Marius Neset z Norwegii, który zrobił na mnie duże wrażenie na koncertach, słyszałem go parokrotnie.
Nie kryje pan, że ci artyści to znajomi, wielu jest z wytwórni ACT. Czy to nie przejaw kumoterstwa?
Jeżeli mam ręczyć za program, muszę zaprosić tych, których widziałem na żywo, znam osobiście i jestem pewien, że zapewnią wysoki poziom artystyczny. Nasza przyjaźń jest na drugim planie. Nie mieliśmy wiele czasu na przygotowanie programu, musiałem dość szybko podjąć decyzję. Rada Artystyczna festiwalu nie miała nic przeciwko moim propozycjom.