Korespondencja z Berlina
Dla wielu mieszkających w Berlinie tubylców i przybyszów Andy Warhol był i jest wzorem oraz idolem. Artystą wolnym duchem, kolorowym ptakiem, „innym” wśród „normalnych”. Znany głównie dzięki dziś już klasycznym dziełom pop-artu, fascynował jednocześnie swoim ekscentryzmem i pracowitością. Od seryjnie malowanych puszek z zupą pomidorową marki Campbell czy coca-coli, przez trochę obsceniczne banany do serii portretów Marilyn Monroe czy Liz Taylor – jego dzieła należą do kanonu sztuki amerykańskiej drugiej połowy XX wieku.
Andy Warhol, jakiego nie znamy
Ale tych ikonicznych obrazów nie jest na wystawie wiele. Ideą dyrektora Nowej Galerii Narodowej w Berlinie Klausa Biesenbacha było natomiast wyeksponowanie tego, co przez lata ukrywane, a napędzało artystę przez całe życie: poszukiwanie piękna, piękna w męskim ciele.
Ten pomijany dotychczas wątek przewija się przez wszystkie fazy twórcze Warhola i jest rzetelnie udokumentowany: 320 eksponatów – rzadko bądź nigdy niewystawianych publicznie obrazów, serigrafii, grafik, rysunków, fotografii, polaroidów, filmów i kolaży – ilustruje w Berlinie jego ukryte pragnienia, emocje, uczucia.
Tezę tej wyjątkowej wystawy podkreśla jej tytuł „Velvet Rage and Beauty“, nawiązujący do słynnej na początku lat 2000. książki psychologa Alana Downsa o tym, jak żyć jako gej w głównie heteroseksualnym świecie.