– Siary z „Killerów” by nie było bez Miśka z „Kabaretu Olgi Lipińskiej”. Chodzi o postać grubymi nićmi szytą – wspominał Rewiński w rozmowie ze mną. – Myślę, że Siara też nie był wredny. W pierwszej części „Killera” trup ściele się gęsto, ale na niby. To największy sukces scenariusza Piotra Wereśniaka: zrobił kryminał bez krwi. Najwięcej było farby. A ja? Skrzyżowałem Pruszków z Wołominem. Słoma z butów, ogromne pieniądze i najprawdziwsze gangsterskie problemy. Z władzą i z kobitkami.
Czy takie charakterystyczne role sprawiały mu satysfakcję? – Trudno powiedzieć – odpowiadał. – Zastanawiam się, jak można zagrać dziś tych, którzy byli kiedyś Siarami albo Nowakami. Tak się poukładali, że to musiałoby być strasznie nudne. Chyba żeby pokazać, jak zmieniają rządy. Ale to nie byłaby już komedia. Szef policji zginął wiele lat temu i wciąż nie ma rozwiązania tej zagadki.
Czytaj więcej
"Buenas noches, Senior Siarra!" - napisał w serwisie Instagram Jonasz Rewiński, syn Janusza Rewińskiego, informując o śmierci ojca.
Był posłem na Sejm I kadencji. W 1993 r., po dwuletniej przerwie na okres sprawowania mandatu posła Polskiej Partii Przyjaciół Piwa, wrócił do „Kabaretu Olgi Lipińskiej”.
– Mówiąc górnolotnie – wszedłem w nurt naszego życia politycznego, stając na czele Polskiej Partii Przyjaciół Piwa. W pobliżu wyczułem obecność specjalnych oficerów, którzy mieli swoje specjalne żony. Poznałem je. To była właśnie rodząca się polska klasa kapitalistyczna. Tygrysy Europy. Widziałem, jak siedzą, jak rozmawiają. Kobiety były jak ze złego snu. Przypominały Barbie. Zdarzało mi się chodzić na przyjęcia do Marriotta. Ale najwięcej widziałem Gruza, który zawsze coś mi podsuwał. Znał te elity PRL, bo należał do nich. Znał i szybko robił filmy. Dobrze robił. Jak nikt inny. Po gogolowsku. I bliskie życia, i absurdalne.