Ten powrót do reżyserowania po przebytej latem chorobie ma znaczenie szczególne również dlatego, że Jerzy Stuhr uważa Operę Krakowską za ważne miejsce. – Tu znalazłem miejsce dla teatru, który kocham, w którym wyrosłem i za którym tęsknię – uważa. – To teatr działający na zmysły widza wszystkimi możliwymi środkami, obrazem, muzyką, słowem. W świecie opery te wartości są jeszcze respektowane i kultywowane.
W Operze Krakowskiej Jerzy Stuhr zadebiutował pod koniec 2016 r., reżyserując „Don Pasquale" Donizettiego. Spektakl przyjęto entuzjastycznie, więc potem zrealizował „Cyrulika sewilskiego" Rossiniego. Teraz przyszła pora na arcydzieło Mozarta – „Cosi fan tutte".
Dla Opery Krakowskiej kolejne spotkanie z Jerzy Stuhrem ma znaczenie także z innego powodu. To pierwsza premiera od grudnia 2019 r., gdy Monika Strzępka reżyserowała „Joannę d'Arc na stosie" Honeggera. Kolejne plany pokrzyżowała pandemia, „Otella" Verdiego udało się zaprezentować jedynie koncertowo w streamingu. Teraz do tego teatru wróci publiczność.
– O pomyśle „Cosi fan tutte" rozmawiałem z Jerzym Stuhrem kilka lat temu – mówi Bogusław Nowak, dyrektor Opery Krakowskiej. – Termin też został dawno ustalony. Byliśmy zdecydowani doprowadzić do premiery, nawet jeśli miałaby zostać zaprezentowana wyłącznie onilne.
W swej przygodzie z operą Jerzy Stuhr pozostaje wierny utworom komediowym. – Nie jestem zawodowym reżyserem operowym, nie chcę wyjść poza zawodowe kompetencje – tłumaczy. – A komedia to mój świat, całe niemal zawodowe życie. Dlatego w operze komicznej znalazłem przestrzeń dla siebie. Postawiłem sobie za zadanie, by ze starych oper wydobyć żywy, prawdziwy humor. Bo on tam jest, tylko trzeba umieć go pokazać.