Bogactwo stylów i form muzycznych, znakomite nazwiska, interpretacje bliskie ideału. Tak może wyglądać najkrótsza wizytówka Muzycznego Festiwalu w Łańcucie z perspektywy jego pięćdziesięcioletniego istnienia.
W odróżnieniu od wielu znanych festiwali, które koncentrują się na muzyce ograniczonej ramami czasowymi (na przykład tylko barok albo współczesność) lub gatunkowymi, Łańcut zawsze mógł się wydawać odrobinę eklektyczny. W programach kolejnych edycji festiwalu można było znaleźć monumentalne formy oratoryjne bądź symfoniczne, budzące uznanie występy orkiestr kameralnych, recitale wybitnych solistów, porywające wieczory pieśni.
Z upływem lat zaczęły się również pojawiać inne propozycje programowe – muzyka współczesna z elementami artystycznej prowokacji, koncerty jazzowe, występy gwiazd muzyki pop i ethno, koncerty dla dzieci, a w ostatnim czasie także plenerowe gale operowe. To pobieżne wyliczenie pokazuje, że organizatorzy festiwalu w różnorodności programowej dostrzegają szansę dotarcia do coraz to nowych grup docelowych. I jest to działanie jak najbardziej skuteczne: w trakcie moich już blisko dwudziestoletnich wizyt w Łańcucie nieodmiennie widzę wypełnioną po brzegi salę balową, gdzie odbywają się koncerty, a także parę tysięcy słuchaczy na imprezach plenerowych. Jestem przekonany, że w przypadku miasta średniej wielkości, jakim jest Rzeszów, oraz całego regionu podkarpackiego taka koncepcja programu jest słuszna; sprawdziła się podczas upływającego właśnie półwiecza i – co ważne – niezmiennie przysparza łańcuckiemu festiwalowi nowej publiczności.
Dla osoby wykonującej mój zawód, czyli prezentera koncertowego, zaproszenie do Łańcuta zawsze było nobilitacją. Życzę Muzycznemu Festiwalowi w Łańcucie oraz wszystkim osobom zaangażowanym w jego przygotowanie i realizację kolejnych pięćdziesięciu lat sukcesów i wiernego uczestnictwa rozmiłowanej w muzyce publiczności.