Wprowadzając program Rodzina 500+, Prawo i Sprawiedliwość tłumaczyło, że nie jest to program socjalny, a demograficzny. Jego celem było zwiększenie przyrostu naturalnego. I choć w 2017 r. przyszło na świat 403 tys. dzieci, to trudno mówić o tym, że wsparcie ze strony państwa zachęciło do prokreacji. – Efekt demograficzny jest niewielki, a koszty ogromne – komentuje prof. Stanisław Gomułka, ekspert BCC.
Pomoc rzeczowa zamiast pieniędzy
Nie ulega natomiast wątpliwości, że dzięki tym pieniądzom sytuacja rodzin mocno się poprawiła – odsetek ubóstwa skrajnego wśród osób do 17 lat spadł z 9 proc. do 5,8 proc.
Gotówka nie do ręki
Sami Polacy też przyznają, że pieniądze z 500+ wydają na produkty pierwszej potrzeby. Z ubiegłorocznych badań Konferencji Przedsiębiorstw Finansowych oraz Instytut Rozwoju Gospodarczego SGH wynika, że 51 proc. beneficjentów kupiło za te pieniądze żywność i ubrania. To o 10 punktów procentowych więcej niż w 2016 r. Wzrosły też wydatki na edukację i kształcenie dzieci. Obecnie 45 proc. badanych deklaruje ten cel, podczas gdy w roku ubiegłym było to 32 proc.
Możliwość zwiększenia środków na naukę i rozwój miała być jednym z powodów wprowadzenia tego programu. Dzięki tym środkom rodziców miałoby być stać na m.in. zajęcia dodatkowe.
Wielu ekonomistów uważa jednak, że zamiast gotówki do ręki, lepszym rozwiązaniem byłoby zwiększenie nakładów na generalne podniesienie poziomu edukacji.