– W moim przekonaniu jestem pierwszym prezesem Sądu Najwyższego do 30 kwietnia 2020 roku – powiedziała prof. Małgorzata Gersdorf w wywiadzie dla telewizji CNN. Choć politycy PiS twierdzą, że nie jest już pierwszym prezesem, ona cały czas kieruje sądem. A zamieszanie w Sądzie Najwyższym oznacza też zamieszanie w Trybunale Stanu, któremu przewodniczy pierwsza prezes SN. W efekcie wciąż sprawiedliwości nie może doczekać się Emil Wąsacz, minister skarbu w rządzie AWS.
Decyzję o postawieniu go przed Trybunałem podjął w 2005 roku Sejm zdominowany przez SLD. Wąsacz został oskarżony o nieprawidłowości przy prywatyzacji PZU, Telekomunikacji Polskiej i Domów Centrum. Kilka miesięcy później władzę objęło PiS i okazało się, że osłabła polityczna wola w sprawie byłego ministra. Pojawiły się problemy z wybraniem oskarżycieli spośród posłów.
Początkowo mieli być nimi Edward Ośko z LPR i Jan Bury z PSL, ale w 2007 roku kadencja Sejmu została skrócona i trzeba było wybrać nowych. Zgłosili się Andrzej Dera z PiS oraz Jan Widacki z Lewicy i Demokratów, ale ten drugi się wycofał, a pierwszy przestał spełniać kryteria dla oskarżyciela. W 2012 roku zgłosił się Jerzy Kozdroń z PO, ale wkrótce objął posadę wiceministra sprawiedliwości.
Po wyborach z 2015 roku do sprawy wróciło PiS.
– Przeciąganie tej sprawy jest niehumanitarne – mówiła „Rzeczpospolitej" Iwona Arent z PiS, szefowa Komisji Odpowiedzialności Konstytucyjnej, zajmującej się wnioskami o postawienie przed Trybunałem. Oskarżycielem została posłanka PiS Halina Szydełko.